W ciągu ostatnich kilku dni w internecie zrobiło się głośno o ramie zjazdowej wykonanej przez Macieja Trojnara, znanego m.in. jako Troyo. W bardzo nowatorski sposób podszedł do tematu zbudowania własnej zjazdówki i z całą pewnością szum, który wywołał, bardzo podzielił środowisko rowerowe – czy projekt jest „hot” czy „not”? Poprosiliśmy Maćka o przybliżenie historii tego jak powstał prototyp DH01…
„Cała historia zaczyna się w 2007 roku, kiedy to poszedłem na studia. Od połowy liceum praktycznie przestałem jeździć na rowerze w związku z przygotowaniami do matury. Czasu nie było, lecz niedosyt związany z brakiem adrenaliny systematycznie narastał. Byłem na rowerowym głodzie. Jako, iż wcześniej próbowałem swoich sił na dirtach oraz dualu, a z czasem też 4X, przyszedł czas na święty graal kolarstwa ekstremalnego, czyli DH! Zacząłem się interesować tą odmianą i szybko oplotła mnie ona swymi mackami. Śledziłem wtedy kilka portali internetowych poświęconych tej tematyce. Były to polski DH-Zone, australijski Rotorburn, amerykański Ridemonkey oraz Littermag (dzisiejszy VitalMTB).
Były to czasy, w których osobistości takie jak Aaron Franklin, Alex Morgan, Todd Seplavy czy Dave Weagle (oraz wielu innych) udzielały się na forum Ridemonkey w miarę regularnie. Była to kopalnia rowerowej wiedzy i wtedy też natrafiłem na kolejny już „wynalazek” młodego studenta, którym był Dave Camp z USA, obecnie pracujący dla Trek’a.
Byłem pod ogromnym wrażeniem jego kreatywności. Urzekło mnie jego „redneckowskie” podejście do wykonania owej ramy. Sam również uważam, że najprostsze rozwiązania są najlepsze. Doszedłem do wniosku, że skoro on może, to czemu ja miałbym nie spróbować? Zacząłem wertować dziesiątki, a może nawet setki stron dyskusji na temat konceptów zawieszenia, wniosków patentowych, książek oraz idei anti squatu forsowanej przez Weagle’a. Następnie rozpocząłem romans ze środowiskiem Solidworks, który trwa aż po dziś dzień. Tak jak Dave chciałem stworzyć ramę ze skrzynią biegów umieszczoną w przednim trójkącie. Takie rozwiązania w tamtych czasach pojawiały się jak grzyby po deszczu, a moja rama miała być wyjątkowa, niczym karbonowy Lahar M9, na którym rok wcześniej Cam Cole zdobył mistrzostwo świata. Stanęło więc na włóknie węglowym jako materiale do budowy.
Powstały więc pierwsze szkice oraz koncepty rozwiązań. Przyznam, że nie jest łatwo upchnąć przerzutkę, kasetę oraz wolnobieg w przednim trójkącie tak, żeby nie wyglądało to pokracznie. Po wielu tygodniach zmagań, wstępny projekt był gotowy. Trzeba było teraz dobrać geometrię i spędzić kolejne miesiące na studiowaniu konstrukcji kompozytowych. Minął w tym czasie ponad rok, ale projekt zmierzał ku końcowi. Materiały, orientacje i ilości warstw były skrzętnie rozpisane na dziesiątkach kartek walających się na moim biurku. Pozostało jedynie znalezienie osoby, która wyfrezuje dla mnie aluminiowe formy…
Ostatecznie znalazło się dwóch chętnych, jednak jednemu z nich podziękowałem na wstępie, nie byłem w stanie mu zaufać. Został więc pan Tomasz. Long story short, kasa poszła i chłop też. Zawiesiłem projekt na kolejny rok. Kupiłem gotową ramę i złożyłem rower. Chęć zrealizowania projektu jednak została, więc zdecydowałem się na pospawanie czegoś w wolnym czasie. Z początku miała to być ta sama konstrukcja ze skrzynią biegów, wykonana z aluminium, jednak problem dostępności odpowiednich stopów oraz problemy natury wytwórczej w kraju skłoniły mnie do zmiany materiału na stal 4130, powszechnie dostępną za wielką wodą, wykorzystywaną do budowy ram rowerowych, samolotów czy klatek bezpieczeństwa np. w NASCAR. Linki zaś wykonane zostały z jednego z najwytrzymalszych stopów aluminium 7075 T651. Pozbyłem się skrzyni biegów, poprawiłem parę rzeczy pod kątem zawieszenia i zamówiłem rury z USA.
Jako, że wszystko to robiłem w czasie studiów, to czasu wolnego za wiele nie było, a posiadając sprawny rower, wielkiego parcia też nie. Tak jak wcześniej już mówiłem lubię proste rozwiązania. Brak dostępu do parku maszynowego i konieczność robienia wszystkiego przy pomocy piły do metalu, kątomierza i pilnika spowodowała, że musiałem obmyślić nowy sposób mocowania łożysk w ramie. Nie miałem czym obrobić gniazd pod łożyska po spawaniu więc pierwszą myślą było ich wklejenie. To jednak powodowałoby problematyczną ich wymianę. Jak to mówią „jak nie kijem to pałą”, więc skoro nie mogę ich wkleić to może by je jakoś wkręcić w tulejkach? Popatrzyłem na swój złożony rower i mnie olśniło! Czemu by nie użyć suportów? Bez problemu nagwintują mi te mocowania w sklepie rowerowym! Suporty są sztywne, dobrze uszczelnione, łożyska mają dużą nośność i wytrzymują szmat czasu bez obsługi, łatwo je wymienić oraz są do dostania praktycznie wszędzie. To był strzał w dziesiątkę, co z resztą widać po reakcjach ludzi.
Innym ciekawym rozwiązaniem było wykonanie haków koła z bezpośrednim mocowaniem zacisku w standardzie Post Mount pod tarczę 200mm oraz mocowaniem koła w systemie Maxle DH 150x12mm. Zacisk hamulca przykręcany jest bezpośrednio do ramy, bez użycia zbędnych adapterów IS/PM. Wielu z Was ma natomiast obawy odnośnie wytrzymałości owej konstrukcji, które moim zdaniem są niesłuszne. Cała konstrukcja została obliczona ze współczynnikiem bezpieczeństwa 4. W skrócie można powiedzieć, że rama powinna wytrzymać czterokrotność maksymalnych obciążeń, którym jest poddawana w czasie jazdy.
Profile wyglądają dosyć anorektycznie, natomiast należy wspomnieć, że stal 4130 cechuje trzykrotnie większa sztywność niż jakikolwiek stop aluminiowy, oraz dwukrotnie wyższe parametry wytrzymałościowe niż powszechnie stosowane aluminium 6061 T6, z którego wykonane są wasze rowery. Stąd też profile mogą być mniejsze.
Nic nie jest natomiast bez wad i przy takim „nadmiarze” materiału goła rama waży 5,5 kg. Jako, iż jest to moja pierwsza tego typu konstrukcja, wolałem coś cięższego i bezpieczniejszego. Bez trudu natomiast mógłbym wykonać tą ramę w okolicach 4kg, bez większej utraty sztywności lub wytrzymałości. Rama za sprawą niskiej główki pozwala na regulację kąta główki w zakresie 62,5-64st, a główka w standardzie 1.5″ pozwala na zainstalowanie sterów zdolnych do jeszcze większej regulacji tego kąta. Rama była spawana techniką TIG w osłonie argonu, tak samo jak Demo, Summum czy inna tego typu konstrukcja.
Baza kół wynosi 1200 mm, wahacz ma długość 435 mm, natomiast suport wisi 343 mm nad ziemią. Ramę cechuje mocno wsteczny ruch tylnego koła oraz odpowiednio dopasowane do tego przełożenie zawieszenia, przez co małe i średnie nierówności są dosłownie nieodczuwalne. Podczas ostatnich testów w Wiśle zacząłem się patrzyć pod koła zamiast przed siebie, bo myślałem, że jadę po A-linie, a nie po trasie DH! Piotrek, który na co dzień jeździ na Nukeproofie Scalpie z Vividem w połowie trasy zatrzymał się z uśmiechem od ucha do ucha i pytaniem, czy nie chcę mu tej ramy odsprzedać. Dawno nic mnie tak nie ucieszyło jak te słowa! Rower z rozklekotaną przerzutką Shimano Sora poruszał się bezszelestnie, co cieszyło mnie niezmiernie.
Wielu z Was zastanawia się pewnie w jakim celu zastosowana została rolka do prowadzenia łańcucha. Otóż ma ona na celu tak ustawić łańcuch, aby w czasie pedałowania generowana była odpowiednio duża siła (Anti Squat) przeciwdziałająca tzw. bujaniu zawieszenia, powiązanemu z transferem masy przy przyspieszaniu. Redukuje ona również wpływ zawieszenia na napęd i tym sposobem korby w skrajnym położeniu obracają się zaledwie o 4 stopnie. Dla porównania przy tylnej piaście z 24 pkt zaczepu np. Hope Pro 2 lub DT Swiss, jedno kliknięcie bębenka to ruch korby o 15 stopni. Zatem czterokrotnie mniej. Oznacza to brak tzw. kopania przy pracy zawieszenia.
Waga ramy niestety była odczuwalna w ciasnych bandach na dolnej polanie góry Stożek. Pojawiły się również komentarze odnośnie podobieństwa do ramy firmy Ghost. Chciałbym powiedzieć, że pomimo wizualnego podobieństwa, zarówno przełożenie, ścieżka po której porusza się koło jak i sama idea rolki są diametralnie inne w tych dwóch konstrukcjach. Tak samo jak Trek Session i Iron Horse Sunday wyglądają podobnie, lecz pracują zupełnie inaczej.
Rama nie mogłaby powstać bez ogromnej pomocy mojego taty, któremu chciałbym tutaj jeszcze raz serdecznie podziękować. Pozdrawiam również wszystkich, którzy dopingowali mój projekt i wierzyli w jego powodzenie. Chciałbym jeszcze nadmienić, że z pewnością nie jest to ostatnia rama, która wyszła spod mojej ręki i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to w przyszłym sezonie będziemy mieli nową markę ram i być może całych rowerów do zastosowań DH i Enduro.
Gorąco pozdrawiam czytelników magazynu 43RIDE, Maciej Trojnar.