Kolejna edycja rowerowego festiwalu Joy Ride Kluszkowce za nami. Tym razem pogoda niesamowicie dopisała i przez cały weekend wszystkim, wręcz dokuczliwie, towarzyszył afrykański upał. To bardzo miła odmiana od zeszłorocznej, niedzielnej, całodniowej ulewy. Po ciężkim roku covidowym wszyscy tęsknili za takimi wydarzeniami jak Joy Ride.

Widać to było po dużej frekwencji zawodników oraz kibiców. W samym DH startowało blisko 150 uczestników w różnych kategoriach. Pomimo tej ilości
zgłoszeń oraz kilku dyscyplin rowerowych rozgrywanych w tym samym czasie, sprawna organizacja zapewniła brak większych kolejek do wyciągu. Sprytne rozwiązanie organizatorów – brak możliwości korzystania z wyciągu przez uczestników biorących udział w zawodach enduro. To zdecydowanie pomogło rozładować kolejki do wyciągu.

Festiwal standardowo trwał od piątku do niedzieli. Niestety nie udało mi się dotrzeć na miejsce pierwszego dnia i moja zabawa rozpoczęła się od sobotniego poranka – treningowymi przejazdami po trasie zawodów DH. Sama trasa względem ubiegłych lat szczególnie się nie zmieniła. Jedynym wyjątkiem było usunięcie drewnianego wallride’a, który w ubiegłych latach stał po stepdownie w jej środkowym odcinku. Trasa jest
stosunkowo krótka i prosta, jednak kiedy zaczyna się walka o cenne sekundy, wystarczy tylko chwila nieuwagi i można złamać obręcz, a w najlepszym przypadku złapać snejka. Krótka trasa od samego
początku dostarcza wielu wrażeń.

W tym roku szczególnie dawał się we znaki upał. Słońce bardzo wysuszyło całą górę i trasy szybko pokryły się śliskim kurzem i sypkim piaskiem. Było twardo i szybko, a koła potrafiły uciekać w najmniej oczekiwanych momentach. Duża liczba przejazdów startujących zawodników, szybko niszczyła bandy i nanosiła masę luźnych kamieni. Jak co roku zbierały one pokaźne żniwo w postaci połamanych obręczy i podartych opon. Mnie na pierwszym przejeździe również nie ominęła mała przygoda i zaraz po bunkrze, na małym rock gardenie, źle odciążyłem rower i złapałem snejka w przednim kole. Szybka wymiana i dalej na trasę.

Podczas treningów udało się przejechać docelową linią przejazdu. Na niedzielę, przed mierzonymi przejazdami zostało utrwalenie linii i podkręcanie tempa. Niestety sobotni trening trwał tylko do godziny 17 dla zawodników nielicencjonowanych, szkoda – bo właśnie około tej godziny, upał zelżał, pogoda zrobiła się bardziej znośna i znowu wróciły siły do jazdy.

Przed wyczekiwanym show na zaplanowanym wieczorem Whip Contestem udało się jeszcze chwilę polatać po airline-ie. Tutaj trasa również się szczególnie nie zmieniła względem ubiegłych lat. Stolik do Whip-offa stał się step-upem, natomiast cała reszta została po staremu. Krótka trasa dająca jednak sporo frajdy i możliwości przetestowania rowerów wypożyczonych od wystawców. Tutaj również było bardzo ślisko i trzeba było zachować czujność w bandach.

Whip Contest

Konkurs na to kto poleci najbardziej bokiem był ponownie zorganizowany dla zaproszonych zawodników. Niesamowicie widowiskowa dyscyplina, a sami zawodnicy poza kozackimi whipami wsadzali na hopie różne sztuczki – można było zobaczyć barspina, suicide no handera, no foot cana, supermena czy 360-ke. Były próby backflipa, ale z racji na dosyć płaskie wybicie w tym roku nikomu ta sztuczka nie „siadła”. Konkurs nabrał rumieńców w wielkim finale, w którym najlepsza piątka przesuwała swoje granice. Najlepszym bokiem poleciał Grzegorz Bać i wygrał cały contest. Było na co popatrzeć!

Niedziela – raceday

Od rana na trasie były wolne treningi, które trwały od 8:30 do 10:00. Później, chwile dla siebie mieli zawodnicy z elity. Udało się utrwalić linie przejazdu i zostało tylko urywać kolejne sekundy. Pogoda dalej dopisywała i warunki na trasie były dokładnie takie jak w sobotę. Słońce paliło niemiłosiernie, a przejazdy czasowe wypadały idealnie na okolice południa. Imponujące czasy najlepszych zawodników potwierdzały to, że na tym „Joyu”, na trasie DH było niesamowicie szybko. Najszybszy zawodnik bez licencji, Przemysław Szyndlarewicz, miał czas 1:39:29. Natomiast najszybszy licencjonowany zawodnik, Damian Konstanty z Antidote Gravity Revolt, wykręcił 1:34:73. Duży szacun dla chłopaków za takie tempo! U mnie niestety w przejeździe finałowym zdarzył się klasyczny faceplant na przedostatnim zakręcie, który ostatecznie nie pozwolił wbić się do top 10.

Podsumowując…

Był to weekend pełen wrażeń i udanych jazdek. Joy Ride Kluszkowce to przede wszystkim niesamowita atmosfera tworzona przez rowerowych zapaleńców. Event gdzie w pięknych okolicznościach przyrody można odpocząć, a przy okazji trochę porywalizować i zintegrować się z masą fantastycznych ludzi. Do zobaczenia na kolejnej edycji Festiwalu!

– Bartek „Barry” Więckowski

Joy Ride 2021 okiem Marka

Ja tym razem byłem na festiwalu bardziej w roli wystawcy niż uczestnika i zdecydowanie mogę potwierdzić opinię Barry’ego, że ludzie stęsknili się za takimi wydarzeniami. W końcu można było spotkać się w większym rowerowym gronie i to jeszcze przy idealnej pogodzie. Było wielu wystawców, wiele osób z rowerowej branży, oraz mnóstwo pasjonatów. Na wszystkie organizowane konkurencje, a było ich dużo więcej niż DH i Whip-Contest, było dużo chętnych. Prawda jednak jest taka, że na takim festiwalu spodziewałem się więcej zajawkowiczów i ludzi, którzy po prostu wpadną fajnie pojeździć.

Największą bolączką całego przedsięwzięcia jest bowiem przygotowanie tras do jazdy, a raczej brak tego przygotowania. O ile w DH czy enduro, można to podciągnąć pod dodatkową przeszkodę, to zielona trasa, czy Aline jednak fajnie jak by była choć trochę wyremontowana. W tym stanie, te dwie popularne trasy raczej odstraszały niż zachęcały do miłej jazdy. Szkoda, że potencjał Kluszkowców nie jest lepiej wykorzystany jeśli chodzi o same trasy. Organizacyjnie działo się dużo i poza aspektem samej jazdy, raczej nikt nie narzekał na nudę. Dzięki idealnej pogodzie, cały czas, można było miło spędzić szwędając się po dużym terenie festiwalu, chłonąc rowerowy klimat. Już we wrześniu czeka nas kolejna odsłona festiwalu, tym razem w Szczyrku. Jest szansa, że na tej imprezie lepiej wypadnie motyw dobrej jazdy na rowerze, bo o dobry klimat raczej nie ma co się obawiać.

Zawody zjazdowe podczas festiwalu Joy Ride Kluszkowce były zarazem pierwszą rundą Pucharu Polski DH. Pełne wyniki oraz klasyfikację generalną po pierwszej rundzie można znaleźć w naszym dziale z wynikami z zawodów: 43ride.com/wyniki-zawodow/pp-dh-2021

Tekst: Bartek „Barry” Więckowski i Marek Chabros
Zdjęcia: Marek Chabros /43RIDE