W połowie lutego tego roku (2015) zima w Polsce miała się jak najlepiej, specyficzne warunki pogodowe stwarzały jednak okazję do odkurzenia roweru i wyjazdu w góry. Krótki wywiad z zaprzyjaźnionymi „góralami” wskazywał iż mimo obfitych ilości śniegu, okolice Beskidu Śląskiego będą idealnie nadawać się do jazdy rowerem. Zachęceni poczynionymi obserwacjami oraz opinią lokalesów, ruszamy wraz z Juniorem (G3Riders) na Górny Śląsk. Plan poczyniony w trakcie dojazdu do Szczyrku, zakładał wyjazd wyciągiem na Skrzyczne. Kiedy jednak docieramy pod dolną stację wyciągu, nasz pomysł legnie w gruzach. Kolejka do kas na kilkaset osób, przynajmniej godzina stania na mrozie bez pewności co do tego czy obsługa zgodzi się na nasz wyjazd z rowerami. Szybka zmiana planów i jedziemy na przełęcz Salmopolską, góry zdobędziemy własnymi siłami.
Trasa: Przełęcz Salmopolska (934m) – Malinowe (1114m) – Przełęcz Pod Malinowską Skałą – Malinowska Skała (1152m) – Małe Skrzyczne (1211m) – Malinowska Skała (1152m) – Przełęcz Pod Malinowską Skałą – Malinowe (1114m) – Przełęcz Salmopolska (934m)
Dystans: 13km / Przew.: +620m / Czas: 5:04h / Vmax: 35km/h / Kalorie: 2100 Skala trudności: P2+/P3-
Na przełęczy Salmopolskiej wbijamy w czerwony szlak wiodący na Malinowską Skałę, pierwsze metry zbyt strome by jechać w górę, jednak idąc po ubitym śniegu nabieramy przekonania iż wyżej „damy radę”. Faktycznie dajemy, kiedy stromizna stoku łagodnieje na tyle, by nazwać ją „płaską”, wsiadamy na rowery i jadąc docieramy do szczytu o nazwie Malinów. Za nim pierwszy zjazd, śnieg trochę bardziej „rozkopany”, ale grawitacja robi swoje. Szybko i skutecznie staczamy się na przełęcz pomiędzy Malinowem a Malinowską Skałą. Na płaskich odcinkach ponownie pojawia się sporo ubitego i zmarzniętego śniegu, zaskakująco wygodna jazda trwa aż do odbicia niebieskiego szlaku. Tam kolejne podejście na główny grzbiet oraz Malinowską Skałę. Przyznam, że tych okolic nie odwiedzałem od 2009 lub 2010 roku. Tym większe było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłem iż zalesiony niegdyś szczyt Malinowej jest całkiem łysy :/ Ktoś zaj… cały las! Z mojej strony kompletne zaskoczenie wymieszane wraz z niedowierzaniem, ze strony Juniora znacznie mniejsze, bo o zaistniałej sytuacji wiedział od dawna. Pozostało zrobić kilka pamiątkowych fotek i ruszyć dalej.
Na grzbiecie warunki śniegowe idealne, dużo twardego i zmrożonego śniegu, dzięki temu docieramy na Małe Skrzyczne jadąc cały czas „w siodle”. Zimowe widoki ze szczytu skłaniały do dłuższego postoju, jednak temperatura wyraźnie spadała, a do końca dnia pozostawało 1,5 godziny. Tam też zapadła decyzja o powrocie na Salmopol. Zjazd z Małego Skrzycznego oraz z Malinowskiej Skały, choć graniczył z kaskaderką, był bezbłędny. Warunki sprzyjały rozwijaniu prędkości, pełni ułańskiej fantazji puszczamy klamki i pędzimy w dół. Gdzieś po drodze z zimową oponą w rowerze Juniora dzieje się coś dziwnego, mianowicie złazi z obręczy w najmniej oczekiwanych momentach, czyli w trakcie zjazdu. Czyni tak trzy lub cztery razy mimo napompowania do oporu.
Z fizyki mistrzem nigdy nie byłem ale doświadczenie podpowiadało iż guma na mrozie powinna się kurczyć, a nie rozprężać, dlaczego więc spadała? Zagadka rodem z Archiwum X, mimo temu wyraźnemu przeciwieństwu losu, docieramy na przełęcz i parking równo z zachodem słońca. Wracając do grodu Kraka zastanawiamy się co było przyczyną kuriozalnego zachowania zimowej opony w rowerze Juniora, czyżby kosmici? We want to believe ;)
Wojtek „Żbiker” Zdebski enduroriderz.pl