Każdy z nas jeździ dla jakiś celów, jakiejś wewnętrznej potrzebie zrealizowania swojego wewnętrznego planu. Cele, droga, realizacja jest różna w każdym przypadku. Nie ma dwóch takich samych dróg, każdy podąża swoją. Jednym z nas jest Piotr Szwedowski, który realizuje swój wymyślony plan. Zapraszamy do jednej z części tej drogi.
Piotr;
Przyznam szczerze, że w tym sezonie lekko „zagubiłem” się w MTB.
Wydolnościowe jeżdżenie jest moją codziennością ale robię to wyłącznie z powodu formy i dla treningu.
Dlatego przez kolejną dekadę sensem mojej jazdy będzie hedonizm, a nie cierpienie. Nie koncentruje się więc na maratonach czy stravach. Wszechobecny trend Enduro działa na mnie anty zajawkowo, siłą rzeczy dużą część sezonu spędziłem na pumptrackach, hopkach, szosie, deskorolce i motocyklu.
Na szczęście pod koniec jesieni na nowo odnalazłem tzw. „swoja ścieżkę”
Mowa jest o pewnego rodzaju liniach, które gdzieś się zobaczyło z auta albo na internecie. Są to linie, które nie pozwalają zasnąć dopóki się ich nie zjedzie. Mam to szczęście, że mieszkam w Sudetach i znam sporo miejsc tego typu, dodatkowo bardzo wkręciłem się w szukanie kolejnych takich miejsc. Przyznam się szczerze, że nastąpiło u mnie pewnego rodzaju opętanie tego typu jazdą, nie bez kozery kilkanaście lat temu wytatuowałem sobie na całym brzuchu napis FREERIDE.
Historia zatoczyła krąg i po dziesięciu latach znowu obsesyjnie podniecam się czystym freeridem.
Linie o których piszę wiążą się z tym, że po rozpoczęciu zjazdu praktycznie nie ma już możliwości zatrzymania się. Właśnie dlatego dość ciężko znaleźć dobre miejsce i nie każde bardzo strome miejsce nadaje się na tak zwaną „perfect line”.
Poniższe zdjęcia przedstawiają wczorajszą wycieczkę do miejsca, które namierzyłem tego lata na jednym z motocyklowych tripów. W idealnie płynnym zjeździe mocno przeszkadzały gęste brzozy, na szczęście rosną one w dolnej połowie zjazdu gdzie nie jest już tak stromo i można trochę wytracić prędkość.
Ogólnie było strasznie brzydko i mokro a miejsce to jest bardzo ponure, nie zmniejszyło to jednak w żaden sposób radości i satysfakcji ze zjazdu.
Jeżeli zimowa aura pozwoli to jeszcze w tym roku w następnym odcinku serii „KATHARSIS” przedstawię Wam perełkę, którą obczajam już trzy lata (pisałem o niej w jednym z poprzednich wpisów ). Perełka ta jest przyczyną moich problemów z zasypianiem;)
Na koniec dodam jeszcze, że razem z moja małżonką mocno wkręciliśmy się w fotografie. Jesteśmy totalnie początkujący, nauka i nowa zajawa to coś pięknego.
Mój największy fotograficzny problem to MEGA spłaszczenie terenu na zdjęciach wobec rzeczywistości;)
Tekst, zdjęcia: Piotr & Sylwia
Wiecej zdjęć, lini, akcji : http://piotrszwedowski.blogspot.fr/