Wycieczka do Whistler w Kanadzie to z pewnością marzenie każdego. Mi udało się je spełnić! W planach jest miesiąc jazdy w najlepszym i największym bike parku na świecie, a siedzę tu dopiero dwa dni i już morda mi się cieszy od ucha do ucha.
Przede wszystkim są tu zaj***e góry, ogromne, z wielkimi spadkami i ogromnymi drzewami. Takie tereny zagospodarowano naprawdę dobrze, a póki co zwiedziłem tylko pół góry. Strefa Garbanzo (głównie czarne szlaki DH) została jeszcze przeze mnie nieodkryta, ale to może dlatego, że dysponuję tylko 4″ skoku :D
Jedno co urzeka to fakt, że jeździ tutaj każdy. Stary, młody, dziewczyny (mnóstwo pięknych dziewczyn na rowerach!!!!!), na sztywniakach, zjazdówkach, po prostu pełen przekrój. Pod wyciągiem dzisiejszego dnia były setki osób, a trasy przygotowane są naprawdę bardzo dobrze. A-Line to trasa mistrz sama w sobie, a do objeżdżenia jest jeszcze 49 innych oficjalnych tras. Nieoficjalnych też jest sporo. Idę spać… u mnie jest już późny wieczór, a po całym dniu na rowerze marzę tylko o odpoczynku :D
Szersza relacja z wycieczki do Whistler ukaże się we wrześniowym numerze 43RIDE… a póki co może uda mi się wrzucać od czasu do czasu jakąś krótką notkę :) /Tomas