Eksplorując Słowenię we wrześniu 2018 roku, dzięki zupełnie przypadkowemu splotowi wydarzeń, poznałem w Cerknie dość niesamowitą osobowość słoweńskiego świata rowerowego. Był nim Primoz Figaro Ravnik, z którym szybko złapałem dobry kontakt, ponieważ kiedyś tak samo jak i on dużo ścigałem się w zawodach. Obecnie zarówno on, jak i ja jeździmy głównie dla przyjemności. Jednak on wraz z zakręconą lokalną ekipą postanowili aby stworzyć wydarzenie, które połączy rowerzystów i zmotywuje do wspólnej jazdy bez względu na umiejętności czy też ambicje sportowe.

Trans Julius, bo to wydarzenie, o którym mowa, nie jest zwykłym wyścigiem przeznaczonym dla zawodowców. Jest to po prostu impreza sportowa, ale skierowana do wszystkich, którzy chcą czerpać ze swojej jazdy jak najwięcej radości. Są to 4 dni spędzone na rowerach, w różnych lokalizacjach Alp Julijskich, połączone z poznawaniem lokalnej kultury, promowaniem lokalnej żywności, oraz z koncertami na żywo. Jak tylko usłyszałem o tym prostym ale i rzadko spotykanym podejściu to wiedziałem, że nie może mnie tam zabraknąć!

Wybrałem się tam wraz z redaktorką Tiną, która wspierała imprezę od strony medialnej i swoje spostrzeżenia spisała w tym miejscu, ja natomiast zostałem zawodnikiem, chociaż z racji formatu imprezy bardziej pasowałoby tu określenie: uczestnikiem tego niesamowitego wydarzenia. Dodatkowo był to mój pierwszy start w imprezie o charakterze Enduro, gdyż do tej pory ścigałem się tylko i wyłącznie w zawodach zjazdowych, 4x, dual czy pumptrack, ale to było dawno temu i nieprawda ;)

Jak zatem wygląda Trans Julius oczami uczestnika?

Dzień 1 – Cerkno

Główna część Trans Juliusa zaczęła się w czwartek 20. czerwca w Cerknie. Od rana zjeżdżali się zawodnicy z różnych krajów. Większość oczywiście ze Słowenii, ale uczestniczyła również spora grupa Włochów, Austriaków czy Węgrów. Poza tym, pojedyncze osoby z Francji, Wielkiej Brytanii, Serbii a nawet dotarł uczestnik z Australii! Podstawą formatu imprezy są jednak mierzone przejazdy na odcinkach o charakterystyce zjazdowej, rozgrywane w formacie “on sight”. Ma to być w końcu wspólna zabawa a nie trenowanie do upadłego by urwać pół sekundy.

Na początek zorganizowany shuttle bus wywiózł nas z centrum Cerkna do oddalonego o ładnych parę kilometrów Bike Parku Cerkno. Tam czekał na nas krótki prolog, a potem dość długa wspinaczka na pierwszy mierzony OS. “Rupnikova linia” oferowała ok. 7 minut zjazdu fajnymi leśnymi singlami połączonymi z trasą treningową Martina Rupnika, czyli głównej osoby odpowiadającej za trasy w Bike Parku Cerkno. Tak więc, poza naturalnymi przeszkodami, jak kamienie i korzenie było też parę ładnie wyprofilowanych zakrętów oraz małych hop.

Następnie bardzo ciekawie poprowadzony transfer, na którym mogliśmy podziwiać sporo widoków na całą okolicę no i kolejny OS. Labinje był zdecydowanie bardziej siłowym odcinkiem, na którym trzeba było trochę pokręcić korbami. Dość łagodny zjazd kończył się sekcją typowo miejską, w której musieliśmy się przeciskać wąskimi uliczkami Cerkna. Meta natomiast kończyła się niedaleko centrum, a tuż przy niej pewnie nieprzypadkowo znajdował się bar, w którym można było się porządnie nawodnić zimnym piwkiem ;)

Następnie czekała nas krótka przerwa na odpoczynek i pod wieczór ruszamy spod hotelu na odcinek nocny. Był to dokładnie ten sam OS, czyli znów Labinje, ale tym razem w innym klimacie, oświetlonym tylko światłem czołówek. Z racji najdłuższych dni w roku ruszyliśmy jednak jeszcze przy końcówce światła dziennego, a ja z racji dobrego czasu na prologu miałem 5. numer, dzięki czemu załapałem się jeszcze na dość dobrą widoczność. Kolejni zawodnicy jednak zjeżdżali już w konkretnych ciemnościach, a będąc w centrum Cerkna widać było tylko przebijające się przez las światła rowerzystów. Po zakończonych przejazdach mierzonych oczywiście nastał czas na integrację przy piwku i wspólny obiad.

Cały dzień minął jak taka długa wycieczka rowerowa. Po zakończeniu każdego etapu był czas aby na spokojnie odpocząć i zregenerować siły. Nie było tu żadnych ponagleń ani limitów czasowych, każdy jedzie tak jak ma ochotę. Podjazdy umilały nam niesamowite widoki, a odcinki zjazdowe dostarczały dużo emocji, przy czym skonstruowane były tak, aby każdy mógł je pokonać i mieć z tego dużo frajdy. Wszyscy aż nie mogli się doczekać co przyniesie kolejny dzień.

Dzień 2 – Most na Soci

Kolejny dzień to poranny transfer samochodami do farmy Široko. Jest to niesamowite miejsce położone powyżej miejscowości Most na Soci. Z boku od głównych szlaków turystycznych, ale z niesamowitymi widokami na dolinę Soczy, a do tego z dobrym lokalnym jedzeniem i możliwością noclegu. Tego dnia mamy tylko jeden mierzony odcinek zjazdowy, ale za to bardzo długi, który zaczyna się przy farmie, a kończy w dolinie. Pogoda dopisuje, humory również, czas więc na OS nr 4.

Široko przez wielu został okrzyknięty najlepszym odcinkiem całego Trans Juliusa i jest to również mój faworyt. Na tej 7-minutowej trasie było wszystkiego po trochu. Zaczynaliśmy z polany z przepięknym widokiem, na rozgrzewkę całkiem stromy zjazd po miękkiej nawierzchni, następnie wypłaszczenie, kawałek szybkiej prostej no i wpadamy w las. Tam czeka na nas trasa treningowa jednego z lepszych Słoweńskich zjazdowców. Miejscami jest dość ciasno i technicznie, napotykamy sporo korzeni, które chcą nas strącić w najszybszej linii, ale dalej natrafiamy na niewielkiego dropa, oraz małe hopy w których można wyczuć fajny rytm, a dzięki fajnie wyprofilowanym zakrętom możemy nabrać z powrotem większej prędkości. Na sam koniec las trochę się zmienia i lawirujemy pomiędzy kamieniami by ostatecznie wyjechać na drogę, którą dojeżdżamy do mety.

Krótki odpoczynek no i  musimy się wspiąć z powrotem do góry na rowerach, ale czas miło upływa, widoki zapierają dech, a na górze czeka na nas pyszny lunch! Po południu cała impreza przenosi się za pomocą Autovlaka, czyli pociągu na który wjeżdżamy samochodami, do Bohinja, gdzie wieczorem odbywa się koncert muzyki na żywo, a także premiera specjalnego piwa Trans Julius, które każdego roku jest specjalnie warzone na tą okazję przez lokalny browar! Jasne niefiltrowane pszeniczne piwko było idealne na towarzyszące nam wysokie temperatury.

Dzień 3 – Bohinj

Trzeci dzień niestety przyniósł fatalne prognozy pogody, dlatego też organizatorzy odwołali w ogóle przejazdy mierzone. Natomiast z rana chętnych wywieźli busami, abyśmy mogli chociaż zjechać przygotowaną wcześniej trasą jeszcze przed zapowiadanym deszczem i burzą. Skorzystaliśmy więc z okazji i zjechaliśmy jeden odwołany OS w grupie tak dla czystej zabawy.

Double Black Line to stroma trasa w większości biegnąca po starej wijącej się ścieżce pieszej. Pomimo dość gładkiej nawierzchni wymagane było tu dobre wyczucie roweru, by dobrze mieścić się w ciasnych zakrętach, a przez nachylenie terenu nawet na prostych odcinkach nie dało się zupełnie puścić hamulców. Zabawa była wymagająca ale na prawdę dobra! Aby wrócić do Bohinja czekał nas przygotowany wcześniej transfer w formie wycieczki wzdłuż rzeki Sava Bohinjka, a także odwiedziliśmy niesamowity wodospad Grmečica.

Niestety nadchodząca burza dawała coraz więcej znać o sobie, więc pomimo chęci i wysokich temperatur zrezygnowaliśmy z kąpieli i wyruszyliśmy w wyścig z deszczem z powrotem do Bohinja. Prognozy sprawdziły się co do minuty i o godzinie 12 przyszła gigantyczna ulewa. Ale my już wtedy testowaliśmy lokalne sznapsy razem z resztą uczestników. Po południu deszcze ustały i wieczorem znów zabrzmiała muzyka, oraz zaprezentowana została wystawa zdjęć rowerowych, które brały udział w specjalnym konkursie.

Dzień 4 – Bohinj

Niedziela to ostatni dzień Trans Juliusa. Na szczęście burze przeszły na dobre i w niedzielę pogoda znów była dobra. Rano czekała nas długa wspinaczka na przełęcz Bače. Stamtąd ruszaliśmy na 5. OS o tej samej nazwie. Był to najdłuższy odcinek na całym Trans Juliusie, mój czas przejazdu to niecałe 10 min. Zaczynał się stromym technicznym zjazdem po skałach, by potem stopniowo przejść w łagodniejszego single traila, na którym można było się ładnie rozpędzić. Krótki przejazd przez niewielką wioskę i wjeżdżaliśmy prosto do ostatniego lasu, w którym czekał na nas naturalnie wypłukany zakręcony wąwóz, który nam spełniał rolę fajnie wyprofilowanych zakrętów. Odcinek mierzony kończył się na przedmieściach miasta Podbrdo, czyli dokładnie z drugiej strony gór niż Bohinj, z którego wyjeżdżaliśmy. Tutaj czekał na nas znany już nam wszystkim wcześniej Avtovlak, czyli pociąg przewożący samochody, który tym razem został przerobiony na pociąg przewożący rowery. Dzięki niemu więc szybko wracamy 7-kilometrowym tunelem z powrotem do Bohinja.

Odcinki mierzone miał zwieńczyć jeszcze wspólny zjazd wszystkich zawodników w formie masowego startu, ale z uwagi na wcześniejsze ulewy i zalegające duże błoto w newralgicznych miejscach, przejazd ten został odwołany. Większość z nas jednak stwierdziła, że i tak udamy się tam, aby się po prostu przejechać i mieć zaliczoną kolejną fajną trasę w okolicy.

Po południu oczywiście czekał na nas wspólny lunch z pleskavicą a’la hamburger no i ceremonia kończąca całą imprezę. Najszybsze kobiety, oraz najszybsi faceci zostali nagrodzeni pamiątkowymi pucharami, a następnie wjechał na stół tradycyjny tort Trans Julius, który oczywiście był dla każdego z uczestników niezależnie od uzyskanego wyniku! Po wszystkim udaliśmy się jeszcze skorzystać z kąpieli w rześkim, ale niesamowicie przyjemnym jeziorze Bohinj.

Podsumowując były to naprawdę super spędzone dni w niesamowitych okolicznościach Słoweńskiej przyrody. Ostatecznie uzyskałem 7-my czas zawodów, ale tutaj wynik nie był najważniejszy, a najbardziej liczył się sam udział w tym niesamowitym wydarzeniu. Nie ważne, kto miał jakie umiejętności czy sprzęt, najważniejsza była dobra zabawa i mile spędzony czas. Masa nowych znajomości i dużo deklaracji do kolejnego takiego spotkania za rok. Jeśli lubisz poznawać nowe miejsca, nowe trasy, nowe smaki oraz nowych ludzi z podobną zajawką rowerową to impreza tego typu jest dokładnie dla Ciebie!

Zapytaliśmy również o wrażenia z Trans Juliusa Tadeja Razpeta, czyli najszybszego zawodnika imprezy.

Justyna John, 43RIDE: Jak Ci się podobała formuła rywalizacji? W końcu to była bardziej wyprawa rowerowa niż typowy wyścig.

Tadej Razpet: Bardzo mi się podoba ten wyścig, ponieważ ma zupełnie inne podejście do rywalizacji. Bardziej bazuje na znajomościach i kontaktach z innymi zawodnikami. Również odkrywanie nowych lokalizacji jest fajne. Poza tym nie wiesz z kim rywalizujesz i cały wyścig jest w luźnej atmosferze.

Co myślisz o luźnej i bardzo przyjaznej atmosferze panującej podczas Trans Juliusa?

Wszystko to można właśnie zobaczyć i poczuć na Trans Juliusie i to jest świetne! Przyjechaliśmy tu dobrze się bawić i poznać nowych ludzi, a to wszystko sprawia, że ściganie jest fajniejsze.

A co myślisz o doborze tras na imprezę?

Jedną rzeczą, której mi tu brakowało to dłuższe zjazdy. Wydaje mi się, że gdyby odcinki miały jeszcze ze 2 czy 3 zjazdy więcej, to byłyby one bardziej wymagające, a całe ściganie bardziej zróżnicowane.

Na koniec chcielibyśmy ogromnie podziękować przede wszystkim ekipie organizatorów, która dokonała wszelkich starań, aby każdy, bez względu na swój ostateczny wynik, był po prostu szczęśliwy i uśmiechnięty. To właśnie dzięki takim inicjatywom każdy rowerzysta może poczuć się częścią wielkiej rowerowej rodziny. Główna edycja Trans Julius 2019 dobiegła końca, ale główna organizatorka Vesna nie poprzestaje na tym jednym wydarzeniu. Trans Julius to również różne projekty i programy mające na celu rozwój kolarstwa górskiego w Słowenii. W tym roku odbędą się jeszcze zawody w podobnej formie w mieście Tržič. W przyszłości główna impreza Trans Julius prawdopodobnie przyjmie inną formę, ale jak to stwierdziła sama Vesna tylko dzięki zmianom możemy się dalej rozwijać ;)

Nie tylko my doceniliśmy luźny format Trans Juliusa. Jeszcze w tym roku Włoska ekipa organizuje tzw Trans Varaita, który jest dokładną kopią założeń Trans Juliusa. 4 dni w 4 różnych lokalizacjach i dobra zabawa dla każdego rowerzysty tyle, że we Włoszech. Po więcej informacji zapraszamy na stronę: transbikevaraita.com

Wpis powstał we współpracy i przy wsparciu ekipy Trans Julius oraz Słoweńskiej Organizacji Turystycznej. Dziękujemy!

Tekst: Marek Chabros balkanyrudej.pl