Choć od zawodów pierwszej edycji iXS Pucharu Europy w Mariborze minął już prawie tydzień, a oficjalną relację zamieszczaliśmy na naszych łamach kilka dni temu, to jednak postanowiliśmy jeszcze zapytać ekipę GoRide Racing Team o ich osobiste wrażenia. Choć w mocno okrojonym składzie, ograniczonym jedynie do dwóch najmłodszych zawodników – Krissa Kaczmarczyka i Alexa Kaszyckiego, to jednak dzielnie reprezentowali nasz kraj na Słowenii.

43Ride: Cześć Chłopaki! Co Was skłoniło do startu w Mariborze? Czyżbyście nie mogli doczekać się już ścigania w Polsce?

Kriss Kaczmarczyk: Taki był team’owy harmonogram, wedle którego zakładaliśmy, że w tym roku naszymi priorytetami startowymi są: Puchar Polski, Mistrzostwa Polski oraz iXS Puchar Europy. A że ani sam kalendarz ani tym bardziej nasz budżet nie jest z gumy, to czasem musimy zrezygnować z jednych zawodów, aby jechać na inne … Tak też było w tym przypadku – musieliśmy zrezygnować ze startu w LSD w Ustroniu, czego nam troszkę szkoda.

43Ride: To skoro takie były plany startowe, to czemu w tak skromnym składzie pojechaliście do Mariboru?

Alex  Kaszycki: Czas, sprzęt, finanse – wszystkiego po troszku! Ale przede wszystkim sprzęt – mamy lekką obsuwę z dostarczeniem naszych rowerów startowych na sezon 2018, jedynie mój zdołał dotrzeć – a i to dopiero w dzień wyjazdu, we czwartek! Podczas gdy powinniśmy już dojeżdżać do Mariboru, aby na spokojnie zapoznawać się z trasą zawodów, to lataliśmy po mieście za kurierem, aby przechwycić od niego paczkę z rowerem, a potem go na szybko skręcić i wyregulować! O żadnym „wjeżdżaniu” się w nowy sprzęt nie było mowy – w piątek od południa ostre treningi na trasie 😊 A w sobotę już pierwszy mierzony przejazd – seeding run!

43Ride: Powiedzcie co nieco o organizacji i atmosferze zawodów iXS?

Kriss: Na najwyższym poziomie! Poza kolejkami do wyciągu wynikającymi z dużej ilości zawodników (zapisanych blisko 400 zawodników, na koniec zawodów sklasyfikowanych 350) i wpuszczaniu ich jedynie do co drugiego wagonika (ze względu na turystów pieszych), to wszystko przebiegało bardzo sprawnie i punktualnie! Obawialiśmy się kolejek do rejestracji w piątek, ale biuro zawodów otwarte zostało sporo przed 9:00, więc formalności załatwiliśmy bardzo wcześnie. Dzięki temu jako jedni z pierwszych wyjechaliśmy na obowiązkowy track walk.

Jacek Słonik Kaczmarczyk: I tu natrafiliśmy na pewną niedogodność, która mnie osobiście męczyła przez cały weekend: od górnej stacji gondolki trzeba było zejść ok. 1.5 km do punktu startu trasy zawodów! Dla zawodników to w sumie nie problem, szczególnie że na stokach Pohorje znajduje się kilka tras rowerowych, rozpoczynających się od samego
szczytu. Szczególnie przed mierzonymi przejazdami była to niezła rozgrzewka dla nich – nie stać przed linią startu bezmyślnie kręcąc korbami do tyłu w celu rozgrzania mięśni tylko zjechać odcinkiem z kilkoma bandami czy stolikami. Natomiast dla mnie – jako fotografa – ten spacer z ciężkim plecakiem ze sprzętem foto na plecach, wolałem sobie jednak odpuścić. Po pierwszym zejściu już wszystkie kolejne przejścia trasy zaczynałem od mety wdrapując się kawałek po kawałku wzdłuż trasy.

Alex: A trasa była kozak! Mega długa (2600 m, 450 m przewyższenia), trudna i bardzo urozmaicona!

Kriss: Oj tak! Bandy, otwarte zakręty na polanach, długi i szeroki rockgarden z prawdziwego zdarzenia, korzenie, dropy, double … Odcinki w lesie miejscami bardzo twarde, a miejscami poprowadzone po luźnej ściółce, która po każdym przejeździe odkrywała coraz to nowe korzenie i kamienie! No i kilka bardzo nieoczywistych transferów, na
których pokonanie niemal każdy z zawodników miał inny pomysł 😊 Gdy zobaczyłem jeden z nich w wykonaniu Sławka Łukasika, to stwierdziłem, że polecenie tego jest niemożliwe! Ale w niedzielę tuż przed właściwymi zawodami najeżdżając kilkukrotnie sam to w końcu skoczyłem 😉 Więc było git!

Alex: Bardzo zaskoczony byłem pełną wyrozumiałością ze strony PROsów! Żadnego „pofukiwania” na wolniejszych na trasie, a przecież tacy jak Macdonald, Greenland, Pierron, Fairclough, Wallace, Thirion, Brosnan … oni tu wręcz kosmiczne prędkości rozwijali! A jedyne co było słychać na trasie przy mijankach to „Sorry – no problem!”

Kriss: To prawda – wszyscy byli mega przyjacielsko nastawieni! Tak więc całe trzy dni świetnie nam się śmigało! W piątek na koniec chcieliśmy jeszcze jeden, wieczorny track walk zrobić, ale prawdę mówiąc nie mieliśmy już sił po całym dniu jazd. W sobotę znów od 9:00 na stoku, bo trenować mogliśmy jedynie do godziny 13:00 (ostatnia godzina treningów zarezerwowana jest dla zawodników ze ścisłej czołówki). Ja startowałem dopiero po godz. 16:00, Alex o 15:12 – mieliśmy więc sporo czasu na serwisy sprzętu. Szczególnie, że na ostatnim treningowym zjeździe, na rockgarden’ie urwałem linkę przerzutki i skrzywiłem napinacz. Ale wszystko udało się naprawić na czas i spokojnie o swoich porach udaliśmy się na linię startu. Jechaliśmy z luźnym nastawieniem, nieco asekuracyjnie, niemal bez „korby”, wiedząc, że przecież i tak wszyscy wchodzą do finału, a my przyjechaliśmy się tu jedynie sprawdzić, a nie walczyć o podium. Jednak nie spodziewaliśmy się, że ten luźny przejazd da nam tak odległe miejsca w swoich kategoriach! Ja byłem 26-ty w kat. U19, ze stratą ponad 34 s do pierwszego, a Alex – 34-ty w kat. U17, ze stratą ponad 1 min 6 s!

Alex: To nas troszkę podłamało, ale i zmobilizowało! Jak to ładnie napisał Kriss na fejsie: „Jutro albo pudło, albo szpital!” 😉 Tak więc ogarnęliśmy rowery i poszliśmy nieco wcześniej spać, a w niedzielę już o 8:10 ładowaliśmy się do wyciągu na pierwszy trening! Czas mieliśmy jedynie do 11:00, potem jakaś mała szybka szamka i tuż przed 13:00 stałem już w bramce startowej. Jechało mi się bardzo dobrze, szybko i płynnie, ale w dolnym lesie już byłem tak zmęczony, że zacząłem popełniać błędy. Na jednym z zakrętów ujechało mi koło i niestety przyziemiłem :/ Pozbierałem się tak szybko jak tylko dałem radę i dojechałem do mety, poprawiając swój czas z soboty o 13s. (4:44.140). Niestety większość w mojej kategorii również poprawiła swoje czasu, więc spadłem o jedno oczko na 35-tą pozycję.

Kriss: Widząc listę startową na finał zaskoczyło mnie, że startuję tak późno – 15:32! A to przez to, że względem sobotniego seeding’u przed moją kategorią startował jeszcze cały mały finał Elity. Nad stokiem krążyły jakieś złowrogo ciemne chmury, bałem się więc opadów deszczu i nagłej zmiany warunków panujących na trasie :/ Pogoda na szczęście wytrzymała i również ja, punktualnie o swojej porze wystrzeliłem z bramki startowej. W górnej części trasy popełniłem kilka błędów, na szczęście na tyle drobnych, że nie straciłem na nich zbyt wiele czasu. Rockgarden przeszedłem dość płynnie, acz wiem, że powinienem jeszcze szybciej 😉 Za to na prostej korbiłem ile sił – dzięki Artur Hruszko & TrainForSkils za te sprinty w harmonogramie treningowym! Potem jeszcze kawał lasu po ściółce i korzeniach, dziki transfer, kilka hop i wpadłem na metę! Dopiero tutaj poczułem jaki jestem zmęczony, gdy nie mogłem puścić dłońmi kierownicy. Czas o 17 s lepszy od tego z dnia poprzedniego, 13 miejsce w kat. U19! Biorąc pod uwagę, że gość, który wygrał moją kategorię – Kye A’Hern z Canyon Factory Racing – miałby 4-ty czas w elicie, wyprzedzając Fairclough’a, Wallace’a, Nortona, Thirion’a, Brosnana i wielu wielu innych – to jestem mega zadowolony! Natomiast wiem nad czym powinienem jeszcze popracować, aby móc jeszcze podgonić czołówkę. Tak więc teraz już pewny jestem, że będę startował również w kolejnych edycjach iXS Downhill Cup. I namawiał będę do tego również pozostałych kolegów z team’u.

43Ride: W takim razie serdecznie gratulujemy i życzymy Wam dalszych sukcesów!

Kriss, Alex: Dziękujemy bardzo i do zobaczenia w Wiśle na pierwszym Pucharze Polski!

 

__________________________
Oficjalna strona: ixsdownhillcup.com
Pełne wyniki: racement.com
Zdjęcia: Jacek Słonik Kaczmarczyk