Nie ma chyba w naszym kraju zjazdowca, który nie byłby lub przynajmniej nie słyszał o Czarnej Górze. Tegoroczne miejsce zmagań o tytuł Mistrza Polski jest obecnie najtrudniejszą trasą w Polsce. My wiemy kto za tym stoi.

 Witam wszystkich czytelników 43Ride. Ziomy zwą mnie Johny ale mówią do mnie też Tojot. Mama dała mi na imię Krzysiek a po ojcu mam tylko nazwisko Janczak, więc sumując wychodzi Krzysztof Janczak. Urodzony w Kaliszu w 83r. zamieszkały we Wrocku, i to tu zaczęła się moja zajawka rowerowa. W 95 roku wszystko się zaczęło – jeździłem na zwykłym bajku z Mozo Pro na froncie i przy wsparciu wielkiej ekipy wrocławskich rajderów zacząłem zgłębiać tajniki jazdy wyczynowej na rowerze. Na początku małe hopki i gapiki, bo większych nie było. Jeździłem w dualu ale się nie ścigałem, w międzyczasie kupiłem Monty i trialowałem po wrocławskich zabytkach. Przygoda z budowaniem zaczęła się w tym samym momencie co jeżdżenie, bo trzeba było po czymś jeździć a nie było po czym. Zagospodarowaliśmy więc Wrocławską góreczkę zwaną Kilimandżaro (około 10metrów przewyższenia). Zbudowaliśmy tam wiele hopek, parę band i uskoków. Budowało nas wtedy ze trzydziestu. Między innymi Małas, Leny, Karpiel, Zielu, Dziubiński i wielu innych. W 2001 r. połamałem rower i zacząłem zbierać kasiorkę na nowy, ale tyle się jej nazbierało i na dodatek mama dołożyła sporo więc kupiłem samochód zamiast roweru. Miałem 5 lat przerwy i w ogóle nie interesowałem się bajkami. W 2006 stwierdziłem, że brakuje mi czegoś w życiu i po bardzo krótkiej chwili zadumy stwierdziłem, że brakuje mi roweru, więc naprędce kupiłem Konę Stinki Primo. Wyszedłem na rower i zajarany nowym sprzętem pojechałem na Kilimandżaro. Wjeżdżam na górkę a tam dżungla – wszystko rozwalone. Jedna hopka i dwie bandy działały. Postanowiłem coś z tym zrobić. Zacząłem mobilizować małolatów i nie tylko żeby reanimować miejscówkę. Obecnie jest tam nabudowane tyle, że ludzie którzy przyjeżdżają tam pierwszy raz nie wiedzą którędy jechać. Ba! Miejsca jest mało, a trasek  z 15, łączących się i rozchodzących w wielu miejscach. Wiele z nich to moje zupełnie nowe projekty, część z nich to reanimowane projekty sprzed lat. Oczywiście kilku obecnie jeżdżących gości z Wrocka też zrealizowało tam swoje wizie. J Niestety górka jest z piasku a z tego materiału ciężko się buduje, więc potrzebne są częste remonty i poprawki, ale to jak wszędzie. Można powiedzieć że tak to się zaczęło i tak trwa do teraz.

 

Na Czarną trafiłem w 2006, buso tripem z ekipą z Wrocka. Była tam jedna trasa od 10 słupa w dół zwana teraz „Stare DH”. Dojeżdżało się do niej drogą przeciwpożarową i tyle. Z Lenym zaproponowaliśmy że można dojeżdżać do niej inaczej i zapoczątkowaliśmy trasę zwaną obecnie „Kambodża”. Stwierdziłem, że miejscówka jest słaba i nie jeździłem tam więcej do czasu, kiedy Park Rowerowy Czarna Góra zorganizował tam pierwsze zawody. Ogólnie przyjeżdżałem na Czarną tylko na zawody. Zmieniło się to podczas majówki 2010 kiedy przyjechałem z Tomkiem Nowakiem (Ślązakiem) kilka dni przed zawodami i stwierdziliśmy, że nic się nie zmieniło od kilku zawodów i postanowiliśmy się wtrącić. Za darmowy nocleg podczas majówki zmodernizowaliśmy trochę dolny odcinek trasy.

 Sam ścigałem się na Czarnej Górze nie  raz i słyszałem różne opinie o trasie od zawodników. Że to bezsensu, że tam źle, że na siłę jakieś spowalniacze itd. itp. Moje zdanie było podobne, mianowicie: „góra ma potencjał ale potrzeba wiele pracy i dobrych pomysłów”. W grudniu 2009 miałem rekonstrukcję więzadła krzyżowego i w sezonie 2010 postanowiłem się nie ścigać i nie jeździć za wiele, chcąc, żeby kolano się spokojnie zrosło i zrehabilitowało. Stwierdziłem, że mogę spędzić trochę czasu na Czarnej. Mając tam zapewniony nocleg i transport co weekend, postanowiłem zrealizować swoją wizję szybkiej trasy DH. Szczerze mówiąc to wprosiłem się tam, a Park Rowerowy nie miał nic przeciwko. Wiedzieli, że potrzebują pomocy żeby nie narobić sobie wstydu na Mistrzostwa Polski. Połaziłem trochę po zboczach Czarnej wraz z ekipą z Parku Rowerowego i wymyśliłem to, po czym jeździliście w lipcu. Chciałem, żeby trasa mojego projektu miała wszystkie elementy jakie widziałem jeżdżąc po Polsce, Czechach i Alpach: hopki w bandy, gapy w bandy, bandy w bandy, skok na prędkości, trawers w lewo i w prawo. O korzenie i kamienie nie musiałem się martwić bo Czarna Góra jest obfita w tego typu atrakcje. Pracy było bardzo dużo, bo nie dość że zrobiliśmy ponad połowę trasy całkowicie od nowa (mojego projektu) to cały górny odcinek wyprostowaliśmy i upłynniliśmy. Tu należą się wielkie podziękowania dla Ślązaka i Noska z Ride For Tomorrow Bike Park Odolanów za zbudowanie bandy na końcu ścianki i usunięcie wielu wielkich głazów z trasy, które zabierały przerzutki i wyginały tarcze.

  Spędziłem ponad 30 dni roboczych na Górze budując tą trasę. Pierwszy weekend po majówce miałem wiele osób do pomocy i zaczęliśmy od Andory. Nie mogłem patrzeć jak nawet czołówka elity jedzie tamten odcinek, jakby nie umieli jeździć na rowerach i postanowiłem go wyprostować. Nowy wjazd do lasu, potem korzenie na wprost bez zakrętów. Ponieważ po takich wielkich korzeniach da się jechać tylko szybko, więc trzeba było zrobić kawałek prostej przed nimi, żeby można było nabrać prędkości i zrobić na ich końcu bandę żeby jej nie zmarnować . Jak już mieliśmy to zrobione, zaczęły się prace przy nowym odcinku trasy. Tam powstało pięć sporych band, jeden wallride z drewna fantazyjnie przytwierdzony zipami do drzew, żeby nie wbijać w nie gwoździ, dwie ziemne hopki z lądowiskami w luźne kamyczki, dwie tak zwane opierajki czyli wypoziomowanie kawałków trawersów żeby nie wypadać z trasy przy większych prędkościach. Postawiliśmy dwa drewniane dropy z lądowiskami (o czym często się zapomina), w tym jeden z lądowiskiem do bandy. Zrobiliśmy też przejazd nad jednym zwalonym drzewem bo stwierdziłem, że nasza piła mechaniczna która ciągle się psuła nie podoła i nie wytnie w nim przejazdu. Zaprojektowałem też „Czarne Drewno”-  pięciometrowy lot na prędkości z niewielką różnicą wysokości między wybiciem a lądowiskiem. Sam początek trasy postanowiłem też trochę wyprostować, żeby było szybciej, bo rower jadąc szybciej łatwiej przejeżdża po dziurach między kamieniami których są tam setki.

  Niestety na Czarnej nie ma tak zwanych lokalesów i wszyscy budowniczowie dojeżdżali z Wrocka, a raczej nie dojeżdżali.. Brakowało czystej i brutalnej siły roboczej do machania łopatami, kilofami i siekierami, bo szefostwo Parku miało problem z załatwieniem koparki, która cały ten czas stała na parkingu przy dolnej stacji wyciągu. Dlatego też wszystkie prace były wykonywane ręcznie. Najczęściej pracowaliśmy w trójkę: ja , Paweł „Mele” i Gajowy. Częstym gościem na placu budowy był Jeremi – mistrz konstrukcji drewnianych. Ja  ustalałem co i gdzie ma stać, a on robił z tego stabilne konstrukcje. Przewijali się również inni członkowie stowarzyszenia Park Rowerowy Czarna Góra ale nie będę ich wymieniał, bo byli tylko parę razy, a prace trwały ponad 30 dni. Pewnie gdyby byli częściej i mniej marudzili to zrobione byłoby więcej, lepiej i szybciej. J Jak wielu zawodników pewnie zauważyło, prace nad trasą trwały do ostatniej chwili. Wyszło jak wyszło, a i pogoda dodała coś od siebie i po pięknych sobotnich treningach na których usłyszałem wiele komplementów na temat trasy, wszystko się spieszyło i wielu zawodników zrezygnowało ze startu. Niektórzy po prostu chcieli dotrzeć do mety w jednym kawałku, i ścigała się tylko czołówka elity. Nie dziwie się, bo sam bym nie wystartował jako amator w takich warunkach. Organizator nie zadbał o zaplecze na starcie i zawodnicy trzęśli się z zimna a jechać trzeba było.

 Co  dalej z Czarną Górą? To pytanie nurtuje mnie  od czasu Mistrzostw Polski. Nie wiem jak mogę na nie odpowiedzieć. Powiem tak – zrobiłem tą trasę za darmo. Dla siebie i dla polskiego DH. To były Mistrzostwa Polski a nie jakiś podwórkowy konkurs, więc trasa też powinna być mistrzowska. Według mnie była. Miałem okazję zrobić trasę w górach, to ją zrobiłem. W okolicy Wrocka nie ma gór, więc nie miałem gdzie się wcześniej zrealizować. Trasa po zawodach została rozjechana i jest w opłakanym stanie. Więcej na takich warunkach robić tam nie będę, bo robota jest ciężka. Jak chłopaki z Parku Rowerowego sobie zadbają o tą trasę to będzie miło. Bawiłem się jak dziecko jeżdżąc po niej i z miłą chęcią pojadę tam na zawdy w 2011.

 Szefostwo Parku Rowerowego Czarna Góra twierdzi, że mają tam sześć tras. Ja widziałem tam tylko dwie. Tą, którą zaprojektowałem i wcześniejszą trasę DH idąca pod wyciągiem.  Dopóki ich podejście się nie zmieni to tak zostanie. Na powstawanie tras potrzebne są pieniądze i wiele godzin ciężkiej pracy – bez nich będzie tam tak jak jest. Dzięki paru chłopakom którzy nie pełnią żadnych funkcji w zarządzie powstały trasy FR, ale są to po prostu poszerzone ścieżki wydeptane przez zwierzęta żyjące tam od lat i drogi pozostawione po wycince lasu. Są one dobrą podstawą do zbudowania na nich tras rowerowych, ale teraz trasami bym tego nie nazwał. Spędziłem tam ponad dwa miesiące, przeszedłem tą górę od strony Siennej prawie całą, mam mnóstwo pomysłów jak zrobić tam świetny Bike Park i ściągnąć setkę rowerzystów co weekend. Niestety bez zmiany podejścia zarządu nie da się tego zrealizować. To chyba tyle co mogę publicznie powiedzieć na temat swojego udziału w tym przedsięwzięciu. Przyszłość tej miejscówki nie zależy ode mnie, choć spróbuję jeszcze przekonać parę osób by rozbudować to miejsce w profesjonalny Park Rowerowy. Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali moje wypociny i obiecuję, że jak uda mi się  tam coś jeszcze zdziałać, to poinformuję was o tym. Może za pośrednictwem 43Ride, może  i innych portali o tematyce rowerowej.

 Artykuł pochodzi z magazynu rowerowego 43RIDE nr13 https://43ride.com/_pdf/43ride_13.pdf 

https://43ride.com/mag/magazyn-rowerowy-nr13-pdf/