Z powodu nieprzewidywalnej pogody o tej porze roku planowanie tripu po Europie jest nie lada wyzwaniem. Wśród miejscówek rozważaliśmy Lofoten w północnej Norwegii, Czechy oraz słoneczną włoską riwierę. Sprawiło to zamieszanie w naszej ekipie, która do samego końca nie wiedziała czy będzie leciała do Mediolanu czy też Monachium. Jestem przekonany, że na głowie Tomka który koordynował wyprawę pojawiło się z tego powodu sporo siwych włosów.

00

Sprzęt do filmowania mógł być wypożyczony tylko na pewien czas, Sam miał tylko kilka dni pomiędzy zawodami, a ekipa filmowa wracała właśnie z Hawajów gdzie pracowała nad innym projektem. Tak więc tydzień przed wyjazdem 15 osób rozsianych po całym świecie siedziało przed laptopami i sprawdzało prognozy pogody w poszukiwaniu idealnej miejscówki. Wszystko czego potrzebowaliśmy to kilka słonecznych i bezchmurnych dni. W końcu w ostatniej chwili najlepszą opcją okazała się Austria. Po wykupieniu lotów cała ekipa wyruszyła do Salzburgu.

Dzień pierwszy. DESZCZ.

02

Tragedia – Busem wyładowanym po brzegi najnowszymi rowerami i sprzętem odebrałem naszego fotografa Piotrka Staronia i wyruszyliśmy przez deszczową Polskę w kierunku jak się później okazało równie deszczowego Saalbach. Region Hinterglemm i Zell am See nie uraczyły nas nawet odrobiną słońca, a piękne góry były całkowicie zasłonięte chmurami. Po odebraniu Sama z lotniska w Salzburgu udaliśmy się na spotkanie z ekipą filmową oraz przewodnikami z Lahnvalley Crew. Ich siedziba główna mieściła się w malowniczej wiosce Meishofen. Podczas składania i przygotowywania sprzętu w garażu Hermanna, niestabilna pogoda zmusiła nas do rozpoczęcia od urban freeride’u na Sodzie 1 2014 na ulicach Zell am See.

03 04

Sam Pilgrim po kilku trikach od razu został rozpoznany przez grupę miejscowych dzieciaków, co sprawiło że grupa gapiów bardzo szybko się rozrosła. Ja zająłem się kateringiem. Nasz filmowiec Hermann, mimo jet lagu po podróży prosto z Hawajów wziął się ostro do roboty i cała sesja filmowa przebiegła bardzo sprawnie.

05

Wkrótce z całą ekipą przenieśliśmy się do Bike Parku w Leogang, gdzie w połowie trasy mogliśmy zdobyć materiał z Samem, latającym na Sodzie. Lejący ostro deszcz nie stanowił problemu dla Pilgrima, który przywykł do takiej pogody na wyspach i bawił się bardzo dobrze. Niestety ekipa filmowa była odmiennego zdania, szczególnie gdy ich sprzęt został kompletnie zalany podczas jednego z ujęć. Na szczęście sprzęt nie uległ zniszczeniu, a materiał wyszedł całkiem zacny.

06

Dzień drugi. NADZIEJA! 

07

Następnego dnia chmury pozostały, jednak ustępujący deszcz pozwolił nam na przeniesienie się do Schladming. Tam na jednej z najlepszych tras zjazdowych w Europie, która gościła przed laty najlepszych zawodników podczas mistrzostw świata Sam i ja mogliśmy dać czadu na Fuzzach. Hermann wraz z ekipą umieścili sprzęt na pobliskich drzewach, dzięki czemu udało się nam uzyskać niesamowite ujęcia. Piotr mimo słabego światła i kiepskich warunków pokazał dlaczego jest jednym z najlepszych fotografów w branży. Co do jazdy to bawiliśmy się świetnie. Jeżdżąc przez większość sezonu na Fuzzie byłem do niego przyzwyczajony. Gdy przesiadłem się na kompletny rower wyjęty prosto z pudełka, nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Sam na dużym rowerze bez żadnych kompromisów latał po trasie w Schladming wywijając jedne z lepszych whipów jakie widziałem. Po takiej sesji nie mogliśmy odmówić sobie nagrody w postaci piwa i sznycli!

08 09

Dzień trzeci. PONOWNIE TRAGEDIA. 

10

Bardzo obfite opady deszczu w nocy sprawiły, iż nie mogliśmy jeździć aż do popołudnia. Sytuacja zmieniła się wraz z przyjazdem naszego nowego ridera – Wojtka „Diabła” Koniuszewskiego, który przywiózł lepszą pogodę prosto z Polski. W planach na ten dzień mięliśmy sesję w kilku lokalizacjach na nowych rowerach Eccentric. Jako, że znam się z Wojtkiem nie od dziś po szybkim espresso w lokalnej kawiarni byliśmy gotowi na kolejny dzień zdjęciowy.

11

Kiedy słońce zaczęło przebijać się przez chmury postanowiliśmy rozgrzać się na Eccentricach na lokalnym pump tracku i leśnym singlu. Następnie rozpoczęliśmy podjazd pod Groser Asitz w Leogang. Cholera, te rowery są na prawdę niesamowite. Możesz robić na nich wszystko, a jazda na stalowym hardtailu jest bez porównania. To był na prawdę świetny dzień.

12

Dzień czwarty.

Gęste chmury i prognozy zapowiadające ulewny deszcz zmusiły nas do rozpoczęcia dnia bardzo wcześnie. Po szybkim śniadaniu w postaci Schnitzel Semmel (lokalny specjał w postaci kanapki) ruszyliśmy w stronę szczytów nad Saalbach aby przed zapowiadanym deszczem zdobyć materiał z jazdy rowerami enduro. Tego dnia jeździłem solo ale dzięki lokalizacjom wybranym przez Hermanna nie zapomnę jazdy na Snabbie i Sodzie przez długi czas. Mimo, iż Snabba czeka jeszcze kilka małych poprawek sprawował się wraz z nową, odchudzoną Sodą całkiem nieźle.

13 14 15

 

Misja zakończona. Czas wracać do domu!

Tekst: Maciek Kucbora
Zdjęcia: Piotr Staroń

NSbikes