Albania w Polsce coraz mniej kojarzy się z „Gangiem Albanii” i dzikim krajem, a staje się coraz szerzej znaną destynacją turystyczną. To niewielkie państwo oferuje bowiem najlepsze możliwe połączenie krajobrazu, czyli góry oraz morze. Trzeba też przyznać że jest to bardzo spektakularne połączenie bo rzadko gdzie możemy spotkać góry przekraczające 2000m n.p.m. wyrastające prosto z morza. Dodając do tego niesamowitą różnorodność terenu od razu nasuwa się myśl, że może to być również ciekawa destynacja rowerowa.
Z racji prowadzenia bałkańskiego bloga ostatnio w Albanii bywamy dość często i był to już nasz drugi raz kiedy mieliśmy ze sobą również rowery. Za pierwszym razem akurat w tym kraju nie robiliśmy żadnych spektakularnych tras, natomiast teraz zostaliśmy zaproszeni na South Outdoor Festival. Jako uczestnicy przez 3 dni mogliśmy brać udział w różnych aktywnościach od trekingu, przez pływanie na SUP’ach, czy kajakach, nurkowanie, wspinaczkę, off road, rowerowe wyprawy XC oraz Enduro, aż po rowerowy tzw Freeride Race. Długo się nie zastanawiając stwierdziłem, że zobaczę osobiście jak wygląda Enduro po Albańsku. Znając już z wcześniejszych wypraw teren okolic festiwalu spodziewałem się kamienistej trasy mającej sporo przewyższeń, ale nie wiedziałem zupełnie jak może wyglądać albańskie podejście do organizowania takiej wycieczki. Jedyne, co było pewne to to, że wyruszamy około południa z samego centrum festiwalu.
Gdy dotarłem na miejsce zbiórki okazało się, że organizatorami, a zarazem przewodnikami naszej wycieczki jest firma „Albania off road cycling”, która oferuje wyprawy rowerowe na terenie całej Albanii oraz Kosowa. Na festiwal przywieźli też rowery, które mają w swojej wypożyczali, więc jeśli ktoś nie dysponował własnym sprzętem, to nie był to problem. Po szybkim zapoznaniu okazało się, że grupy zapisane na prostszą wycieczkę XC i trudniejsze Enduro zaczynają jazdę razem i dopiero potem rozdzielają się. Tak więc wyruszyliśmy… tak po albańsku, czyli z lekkim opóźnieniem ;)
Początek to był szybki zjazd główną drogą do miejscowości Jale, skąd wzdłuż wybrzeża kontynuowaliśmy szutrowo-kamienistą drogą, która wspinała się na nadmorskie klify, by potem zaoferować ciekawy zjazd z powrotem do poziomu morza przy plaży Livadh. Po drodze mogliśmy obserwować nieco bardziej skryte, małe zatoczki z krystalicznie czystą wodą morza Jońskiego.
Następnie czekał nas mozolny podjazd w stronę miejscowości Himare, gdzie grupa XC odbijała na prostszy i krótszy wariant trasy, natomiast grupa enduro pod wodzą Andiego ruszyła w góry, zostawiając błękitne morze dość daleko w dole. Naszym celem był monastyr św. Marii Athliotisa położony na wysokości 379 m n.p.m.. Wiodąca tam droga, oczywiście kamienista, dość łagodnie ale długo wspinała się serpentynami, a słońce nie dawało nawet chwili wytchnienia. Jednak spokojnie i powoli zdobywając wysokość nasza rowerowa grupa dotarła do celu. Na górze oczywiście zaplanowany był dłuższy postój i odpoczynek. Na terenie monastyru była studnia z wodą, która co prawda nie nadawała się do picia, ale zawsze można było się nią odrobinę schłodzić. Dookoła rozciągały się niesamowite widoki na otaczające nas góry, na miasto Himare oraz morze w tle.
Po odpoczynku przyszła pora na to, co lubimy najbardziej, czyli zjazd. Zjeżdżaliśmy tą samą drogą, gdyż była to jedyna przejezdna trasa wiodąca do tego monastyru. Może nie wydaje się to najciekawszą opcją, ale przynajmniej pędząc w dół wiedziałem kiedy i czego mogę się spodziewać. Z pewnością nie był to najbardziej ambitny zjazd w moim życiu, ale miał swoje ciekawe momenty, a do tego niesamowite widoki wszędzie, gdzie się nie obejrzałem. Po dotarciu na dół okazało się, że część z grupy zrezygnowała z dalszej jazdy i postanowiła wrócić nad morze. Ja razem z Andim mieliśmy jeszcze wspiąć się w góry, ale z racji małych zapasów picia, temperatury powyżej 30 stopni oraz totalnego braku cienia zrezygnowaliśmy z dłuższej wyprawy. Zamiast tego pokazał mi ciekawą ścieżkę, którą z okolicznego klifu zjechaliśmy do głównej plaży w miejscowości Himare. Tam już czekał zaparkowany Bus, którym razem z moim rowerem odwiózł mnie na teren festiwalu.
Podsumowując, było to bardzo fajne doświadczenie. Wwszem zaplanowana trasa nie była jakaś super wybitna, ale głównie wynikało to z tego że na festiwalu dużo osób zapisywało się nie mając doświadczenia w takiej jeździe, więc nie mogła to być typowa górska wyrypa po trudnych szlakach. Jeśli chodzi ogólnie o trasy w Albanii to oczywiście na próżno szukać tam gładkich „flow traili”, ale jeśli lubicie typowe dzikie ścieżki, czy szlaki górskie najeżone kamieniami i korzeniami to jest tego tam wszędzie pełno, a ekipa „Albania off road cycling” na pewno pomoże wam odnaleźć te najlepsze. Z rozmów z przewodnikami wynikało że najlepszy teren do jazdy znajduje się w okolicy Tirany. Jest tam też kolej gondolowa, z której dostępne są 2 trasy. Jeśli ktoś szuka miejsc na własną rękę to powoli zaczynają się pojawiać ślady w aplikacji „Trailforks”, ale dalej dużo tam tego nie ma i najlepiej skontaktować się z lokalesami. Oczywiście warto też pamiętać o klimacie, który w wakacje może być bezlitosny jeśli chodzi o upały. Wycieczka ta miała miejsce pod koniec kwietnia, a temperatura i tak zdecydowanie przekraczała 30 stopni Rower jest bardzo fajnym środkiem pozwalającym na eksploracje ciekawych zakątków tego kraju, szczególnie będąc na wybrzeżu warto się przejechać choćby tych parę kilometrów w głąb lądu, aby zobaczyć tą bardziej naturalną i mniej turystyczną Albanię.
Wycieczki organizowane przez AORC pokazują kraj w bardzo ciekawy i aktywny sposób. Biuro działa tak naprawdę cały rok, gdy tylko warunki pozwalają na jazdę na rowerze. Wycieczki dopasowywane są bezpośrednio pod klienta i mogą to być łatwe pętle asfaltowymi drogami, ale też górskie wyprawy dla zaawansowanych. Organizowane są na terenie praktycznie całego kraju oraz w Kosowie. Jeśli nie macie jak zabrać swojego sprzętu, nie ma sprawy, firma bowiem oferuje wypożyczenie rowerów od zwykłych „hardtaili”, przez w pełni zawieszone ścieżkowe rowery, aż po zjazdówkę. Jest też opcja tzw. „shuttle busa”, czyli podwózki z rowerem do góry, tak aby cieszyć się już tylko samym zjazdem. Od siebie dodam, że Andi wykazał się dużą znajomością całego terenu, po którym się poruszaliśmy, oraz wszystkich miejsc, o które go wypytałem. Jeśli ktoś rozważa wycieczkę rowerową po Albanii na pewno warto zajrzeć na ich stronę, a jeśli oferta przypadnie do gustu to myślę, że się nie rozczarujecie. Polecam z czystym sumieniem!
Jeśli zainteresowała was idea South Outdoor Festival to kolejna edycja planowana jest za rok w okolicach majówki i jest to świetna okazja by sprawdzić co Albania ma do zaoferowania pod kątem turystyki aktywnej. Jeśli chcecie sprawdzić jak wyglądały inne aktywności oraz cała impreza w tym roku to zapraszamy na bloga -> balkanyrudej.pl/south-outdoor-festival.
—
Tekst i zdjęcia: Marek Chabros balkanyrudej.pl