Większość życia spędziłem w Warszawie. Tam się urodziłem, tam się wychowałem, tam jeździłem MTB w Puszczy Kampinoskiej. Żyłem w przeświadczeniu, że Kampinos jest moim rowerowym rajem. Zmieniło się to, gdy mając 28 lat przeprowadziłem się do Trójmiasta. Były to czasy, gdy jeszcze nie słyszałem o Trailforks, nie znałem ludzi, po prostu zacząłem jeździć po morenowych wzgórzach otaczających Gdynię, Gdańsk i Sopot. Pewnego dnia zupełnym przypadkiem wjechałem na leśną ścieżkę, gdzie po raz pierwszy w życiu najechałem na dropa, z którego oczywiście spadłem na głupi ryj. Tak właśnie, dość boleśnie, zaczęła się moja przygoda z infrastrukturą BigFoot Works, takim pomorskim odpowiednikiem Finale Ligure.
BigFoot Works (BFW) to sieć ponad 14 kilometrów linii zjazdowych rozrzuconych między gdańskim ZOO, a ogródkami działkowymi w Sopocie przy ulicy Reja. Trasy nie przebiegają przez rezerwaty przyrody i w większości ich ślad jest w mniejszym lub większym stopniu ujeżdżany przez lokalsów od początków lat 2000. Znajdują się tam trasy o szerokim spektrum trudności. Od łatwego Szamana, po wymagającą Chimerę. To co jest ich wspólnym mianownikiem, to zależność od prędkości. Większość przeszkód można zgasić pompując i tocząc się powoli. Pozwala to na korzystanie z infrastruktury przez ludzi o różnym poziomie zaawansowania i decyduje o raczej „trailowym”, a nie „endurowym” charakterze.
BFW jest podzielone na dwie części naturalną przeszkodą w postaci ulicy Spacerowej, będącej łącznikiem między Gdańskiem Oliwą, a obwodnicą Trójmiasta. Na południe od Spacerowej znajduje się region „Bajkowe”, czyli sieć singli mających wspólny start ze szczytu wzgórza przyległego do płotu ZOO. Natomiast na północ od ulicy Spacerowej znajdują się pozostałe regiony, to jest „Malinowe”, „Ambona”, „Elektryczne”, „Spacerowe” i „Zwierzyniec”. Każdy region ma jeden szlak podjazdowy, z którego końca rozchodzą się ścieżki. Osią łączącą te regiony jest leśny dukt oznaczony na mapach jako Droga Nadleśniczych. Warto wspomnieć, że ta droga ma swój początek przy leśnym parkingu, gdzie można legalnie pozostawić swoje auto.
Im więcej jeździłem tym pewniej czułem się na ścieżkach. Kilka szkoleń z instruktorem i wymiana roweru zdecydowanie pomogły. Przypadkiem dowiedziałem się o grupie na portalu społecznościowym, na której ludzie dzielili się informacjami o stanie ścieżek, umawiali na jazdę i prace serwisowe. Łatwo było się zorientować, że to wszystko żyje głównie dzięki wysiłkom jednej osoby, anonimowego Króla Rowerów, który dzień w dzień przemierza lasy sopockie i oliwskie z łopatą w ręce.
Nie da się ukryć, że BFW są położone w turystycznej okolicy. Spacerowicze, biegacze, grzybiarze, psiarze, działkowicze, myśliwi – w lesie można było napotkać mnóstwo nierowerowych osób. Ścieżki były również zupełnie dzikim projektem. Co prawda nie ma przepisów, które by zabraniały jeździć po lesie na rowerze poza wyznaczonym szlakiem (z wyjątkiem rezerwatów), ale Nadleśnictwo obawiając się wypadków nie patrzyło przychylnie na tego rodzaju aktywność. Latem 2020 roku miarka się przebrała i ciężki sprzęt do prac leśnych rozjechał region „Bajkowe”. Jak się okazało, był to impuls wyzwalający pozytywną energię. Z grupy na wspomnianym już portalu społecznościowym wyłoniła się ekipa ludzi o różnorakich kompetencjach i doświadczeniu z interesów „nierowerowych”, które połączyła chęć zadbania o stworzenie dostępnej i trwałej infrastruktury do uprawiania kolarstwa górskiego. Zaowocowało to powstaniem Stowarzyszenia „Trójmiejskie Ścieżki MTB”, którego również zostałem członkiem.
Za cel postawiliśmy sobie doprowadzenie do sytuacji, w której będą istniały legalne trasy rowerowe, oznakowane, bezpieczne dla wszystkich odwiedzających las, minimalizujące negatywne oddziaływanie na ekosystem, objęte regularnymi pracami związanymi z utrzymaniem i o uregulowanym statusie prawnym.
Byliśmy pozytywnie zaskoczeni, gdy po pierwszych kontaktach z Nadleśnictwem Gdańsk leśnicy zareagowali żywym zainteresowaniem. Wspólnie z nieocenionym Witoldem Ciechanowiczem, specjalistą do spraw turystyki i udostępniania lasu, zaczęliśmy pracować nad projektem dostosowania tras do wymogów związanych z bezpieczeństwem i przepisami. Powstały projekty tablic informacyjnych, regulaminy, zebrano oferty ubezpieczenia, policzono budżet na utrzymanie, wymyślono sposoby pozyskiwania środków, omówiono warunki dzierżawy… byliśmy blisko dopięcia tematu na profesjonalnym poziomie.
W trakcie ponad roku rozmów z Nadleśnictwem powstał projekt nowego Planu Ochrony Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Warto w tym momencie dodać, że Nadleśnictwo Gdańsk i Trójmiejski Park Krajobrazowy to zupełnie odrębne, ale w pewnym zakresie współpracujące ze sobą instytucje. Nadleśnictwo jest jednostką organizacyjną spółki Skarbu Państwa, Park podlega Marszałkowi Województwa Pomorskiego. Tenże nowy Plan Ochrony przewiduje literalny zakaz lokowania „tras typu singletrack” na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. W tym przypadku również podjęliśmy systematyczne działania: wzięliśmy udział w oficjalnych konsultacjach społecznych Planu Ochrony, spotkaliśmy się bezpośrednio z Dyrekcją TPK… co niestety dla naszej inicjatywy niczego nie zmieniło w nastawieniu naszych rozmówców.
Zima jest dobrym czasem na przemyślenia i rozmowy. Plan Ochrony TPK jeszcze nie został ogłoszony obowiązującym dokumentem, telefony i e-maile wciąż działają. Czy rowerzystom MTB z Trójmiasta uda się zawalczyć o swoje miejsce w lesie? Czy trenujący profesjonalnie oraz jeżdżący rekreacyjnie połączą swoje siły w staraniach na rzecz wspólnego celu? Czy będziemy jednak skazani na jazdę na gravelach po leśnych autostradach lub ryzykowanie zdrowia lub życia na dzikich ścieżkach, na których ludzie pełni nienawiści wbijają gwoździe w korzenie? Mam nadzieję, że wiosna przyniesie pozytywne wibracje i dobre wieści.
Tekst i zdjęcia: Stowarzyszenie Trójmiejskich Ścieżek MTB
Komentarz redakcji
Śledzę większość ciekawych projektów w naszym kraju, które mają na celu popularyzację kolarstwa górskiego, a także legalizację istniejących lub budowę nowych tras rowerowych. W wielu miejscach kraju niestety napotyka się na ten sam problem, urzędniczy beton, który dba tylko o swój własny interes i spokój. W końcu las jest dla lasu, a nie dla ludzi i najlepiej byłoby ogrodzić go płotem i zakazać wstępu komukolwiek.
Niestety niektórym ciężko zrozumieć, że jak ludzie chcą korzystać to i tak będą, a brak porozumienia w kwestii legalizacji sprawi, że może dojść do niekontrolowanych sytuacji z budowaniem ścieżek oraz ich użytkowaniem. Niezrozumiałe dla mnie jest to tym bardziej, że wszyscy dookoła są na tak, a w TPK są przeciwnego zdania.
W 43RIDE trzymamy kciuki za powodzenie przedsięwzięcia, ponieważ Trójmiasto nie tylko ma możliwości by stać się najważniejszym ośrodkiem rowerowym na północy kraju, ale również będzie to ogromny impuls do dalszego rozwoju kolarstwa w całym regionie.
– Tomasz Profic, 43RIDE