Rok 2020 dla większości osób (w tym również dla mnie) nie był zbytnio udany. Z mojej perspektywy to kompletna zmiana planów na przyszłość i twarde zderzenie z covidovą rzeczywistością. Jednak w całym tym zamieszaniu pojawił się jeden niesamowity pozytyw, który śmiało mogę nazwać najlepszą rowerową przygodą w moim życiu. Udało mi się spędzić miesiąc budując trasy oraz jeżdżąc w świetnym centrum ścieżek na pograniczu słoweńsko-austriackim.
Plany, plany i po planach…
W dużym skrócie, lato roku 2020 pozostawiło mnie z dużą ilością wolnego czasu. Łudziłem się wtedy jeszcze, że to wszystko w miarę szybko minie i pod koniec roku wrócę do moich pierwotnych ambitnych planów, które wiązały się również z branżą rowerową. W maju natrafiłem na ogłoszenie, od znajomej ekipy Mountain Bike Nomad, która tworzy Singletrail Park Jamnica, że poszukują ludzi do pracy przy ścieżkach w zamian za pełne utrzymanie na miejscu. Znając tę część Słowenii i jej potencjał z poprzedniej wizyty, od razu zgłosiłem swoją kandydaturę. Problem był jeden. Polska przez dłuższy czas widniała na czerwonej liście krajów w Słowenii, co wiązało się z 2-tygodniową kwarantanną. Do samego końca nie było pewne, czy uda mi się pojechać, ale na szczęście pod koniec sierpnia wstrzeliłem się w krótki okres, kiedy Polacy mogli swobodnie podróżować do Słowenii. Wstępny plan zakładał, że będę tam ok. 3 tygodnie na przełomie sierpnia i września. W październiku miała odbyć się tu runda Enduro World Series, więc praca zapowiadała się mega ciekawie.
Rowerowy biwak
Na miejsce, czyli Eko Hotel Koros, udało mi się dotrzeć z Polski bez żadnych większych problemów. Gospodarze, czyli Anej wraz z Dixim i rodziną przywitali mnie lokalnym shnapsem. Podczas obiadokolacji poznałem też dwóch kolejnych kopaczy, którzy odpowiedzieli na to samo ogłoszenie co ja. Liam, który przyleciał ze Szkocji, oraz Lutz, czyli Niemiec który od roku jeździ kamperem po Europie razem z endurówką i zjazdówką. Z racji sezonu wakacyjnego hotel rowerowy był pełny, więc mi oraz Liamowi przypadły do mieszkania tzw. „rowerowe biwaki”. W dużym skrócie taki biwak to coś na wzór domku letniskowego. Mała drewniana chatka z jednym dużym łóżkiem, sporym, panoramicznym oknem, prądem, tarasem i miejscem na rzeczy. Następnego dnia rano biwak odkrył przede mną swoją największą zaletę, czyli genialny widok na okolicę i to wprost z łóżka. I już nieważny stał się brak sygnału wifi, czy to, że do łazienki i pod prysznic trzeba było kawałek przejść. To małe, niepozorne miejsce bardzo szybko uświadomiło mi, że czasem mniej = lepiej i że jedyny potrzebny ekran/telewizor, to tak naprawdę okno z widokiem na piękno gór.
Bierzmy się do pracy
Plan dnia zazwyczaj był podobny. Zaczynaliśmy od śniadania o godz. 8.00, potem 6-8 godzin w terenie. Przy długich, letnich dniach zostawiało to jeszcze sporo czasu na odpoczynek, oraz oczywiście na jazdę. Trzeba też zaznaczyć, że trasy Singletrail park Jamnica, to przede wszystkim naturalne, albo tylko minimalnie zmodyfikowane ścieżki. Główne utrzymanie tras polega więc na czyszczeniu ich z gałęzi czy krzaków, oraz pilnowanie jej prawidłowego i płynnego przebiegu. Od samego początku, jako budowniczowie, musieliśmy się nieco przestawić z myślenia typu: „tu dobudujemy bandę, a to się wytnie”. W niewielu przypadkach zmienialiśmy rzeźbę terenu czy kopaliśmy nowe bandy. Można było się nieco napocić, zwłaszcza że prace przy trasach wykonywane są bez koparek i ciężkiego sprzętu. Wszystko przygotowywane jest ręcznie za pomocą łopat i trailowych narzędzi. ale klimat, widoki dookoła i wyborowa ekipa wprawiały w bardzo pozytywny nastrój. Dodatkowo, podczas najbardziej upalnych dni, zawsze była możliwość szybkiego relaksu na basenie. Co ciekawe, nasza praca nie zawsze związana była tylko i wyłącznie z trasami rowerowymi. Trzeba bowiem pamiętać, że Eko hotel Koros, to nie tylko zwykły hotel, ale nadal funkcjonująca farma. Czasem więc dla odmiany uczestniczyliśmy w żniwach, zbieraniu ziemniaków, śliwek, czy transporcie siana.
Trasy – Singletrail park Jamnica
Jak już wcześniej wspomniałem, głównym założeniem tutejszych tras jest to, aby jak najbardziej przypominały naturalne ścieżki. Z drugiej strony, jazda po takich trasach musi być płynna i ciekawa. Celem ekipy Bike Nomad jest utrzymanie tej równowagi, która sprawia, że jazda tutaj jest inna niż w typowych bike parkach. Obecnie jest tu do dyspozycji ok. 20 km wyznaczonych i przygotowanych tras. Ścieżki są wąskie, kręte, często najeżone korzeniami oraz kamieniami. Nadzorujący nas lokalesi bardzo pilnowali, aby pozostać przy możliwe jak najbardziej naturalnym formacie tras. Oczywiście wraz z popularnością miejsca i coraz większą ilością rowerzystów, te najbardziej popularne warianty są coraz bardziej wyjeżdżone, a całości dopełnia jeszcze erozja. W takim wypadku pilnowaliśmy głównie prawidłowego przebiegu trasy, aby ludzie nie ścinali zakrętów i trzymali się najciekawszej linii. Wariantów jest jednak tyle, że spokojnie można znaleźć jeszcze bardziej dzikie i naprawdę fajne opcje.
Pod sam koniec naszej budowniczej zmiany dotarła kolejna, szkocka ekipa budowniczych. Mieli oni własny pogląd na mix trasy naturalnej z ciekawymi elementami i tak powstał pierwszy fragment trasy w Jamnicy, który klimatem i przeszkodami trochę bardziej przypomina bike park. Została ona zaakceptowana jako dobry wariant szkoleniowy. Pojawiły się też miejsca, w których można oderwać się od ziemi. Brak elementów do skakania był dla mnie chyba jedynym minusem tutejszych tras, choć z drugiej strony nie nudziłem się tu ani przez moment, tym bardziej, że w okolicy jest kilka miejsc, gdzie można nadrobić braki w hopkach. Sam Single Trail Park Jamnica, nadal pozostaje idealnym miejscem dla osób, które szukają fajnych, naturalnych ścieżek o charakterze enduro/trail. Zdecydowanie można się tu porządnie wyszaleć.
Trasy w okolicy Jamnicy
Jamnica jest też świetnym punktem wypadowym i rowerzystom może zaoferować mnóstwo konkretnych tras w najbliższej okolicy. Praktycznie na każdym wzgórzu widocznym dookoła można znaleźć coś interesującego. Aby odszukać te najciekawsze, najlepiej jest wynająć lokalnego przewodnika. Nikt oczywiście nie zabroni wam poszukiwać ich na własną rękę, ale różnych leśnych ścieżek jest tu tyle tyle, że lepiej wiedzieć, gdzie się kierować, aby wycisnąć jak najwięcej ze zjazdu. W dojazdach pomaga sieć szutrowych dróg, którymi bez problemu dostaniemy się nawet w okolicę szczytów, a potem spokojnie wrócimy bezpośrednio do Jamnicy, albo przynajmniej do głównej drogi. Jeśli ktoś, tak jak ja, woli szukać i próbować nowych ścieżek, niż katować w kółko to samo, to będzie się tu czuł jak w raju, bo praktycznie wszędzie czekają kolejne warianty tras.
Strojna, oraz trasy treningowe Vida Persaka
Ci z was, którzy śledzą rankingi EWS, powinni kojarzyć Vida Persaka, czyli najszybszego, na arenie międzynarodowej, Słoweńca. Tak się składa, że mieszka on w miejscowości obok Jamnicy, a na wzgórzu pomiędzy ma swoje trasy treningowe. Las, który na pierwszy rzut oka wygląda dość niepozornie, skrywa naprawdę dużo ciekawych przeszkód takich jak strome skaliste ścianki, konkretne trawersy po korzeniach, czy uskoki różnej wielkości. Wszystko to wzbogacone w niektórych miejscach o drobne bandy, czy wybicia, tworzy bardzo fajne i techniczne trasy.
Razem z Liamem podpięliśmy się również pod łatwiejszą wycieczkę w okolicę miejscowości Strojna. Przyjemne, dość łagodne single poprowadzone przez malowniczy las. Z racji, że wie o nich tylko niewielka grupa lokalnych rowerzystów, to zachowują swój bardzo naturalny charakter i tworzą świetny klimat, a widoki dookoła są bajkowe.
„The Ridge” i „Goat” – Mezica
20 minut jazdy samochodem z Jamnicy znajduje się Mezica, a powyżej niej jedna z tras znanych z edycji Enduro World Series, które odbyły się tu w 2018 roku. Do trasy „The Ridge”, trzeba się trochę wspiąć, ale oferuje ona kawał dobrego zjazdu. Nazwa wzięła się stąd, że prowadzi ona powoli opadającą granią. W większości jedziemy w przez las, a ścieżka manewruje pomiędzy drzewami, ale czasem wyjeżdżamy też na niesamowite widoki. Naturalna ścieżka, na której znajduje się sporo kamieni i korzeni, dodatkowo została wzbogacona o uskoki, mostki, czy delikatnie wyprofilowane zakręty. Wg mnie jest to pozycja obowiązkowa dla fanów konkretnego enduro!
Po przejeździe głównym wariantem „The Ridge” pokonaliśmy jeszcze jeden, krótszy wariant, który oferował świetne widoki i super klimat. Na deser pozostała nam trasa „Goat”. Położona nieco niżej, w lesie. Oferuje konkretną jazdę w stylu enduro. Są fragmenty szybkie, ale są też strome i mocno techniczne. Całość zachowuje bardzo dobry „flow”. Część zakrętów jest wyprofilowana i napotkamy też drewniane mostki po drodze. Kawał dobrej trasy, na której ani przez chwile się nie będziemy nudzić. Przedłużonym wariantem możemy wyjechać prosto do centrum Mezicy.
Black Hole Trail
Co ciekawe, to dokładnie poniżej opisywanych tras The Ridge i Goat, pod ziemią, znajduje się jeszcze jedna opcja, czyli właśnie „Black Hole Trail„. Jest to ewenement na skalę światową, bo jest to prawdziwa i całkiem konkretna trasa enduro poprowadzona opuszczonymi korytarzami dawnej kopalni. Był to już mój drugi raz na tej trasie i ponownie zrobiła na mnie mocne wrażenie. Fragmenty zjazdowe są bardzo techniczne, a klimat, jaki dodaje przemieszczenia się jedynie w świetle czołówek jest doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju. Na trasie musimy uważać nie tylko na to, co jest pod kołami, ale też na ściany i sufit. Jeśli będziecie w okolicy i jesteście gotowi na techniczną jazdę enduro, to koniecznie zmierzcie się osobiście z Black Hole Trail.
Petzen Bikepark
Co rano budziłem się z widokiem na majestatyczną górę Petzen i Bikepark, który się na niej znajduje. Leży on po austriackiej części góry, ale jest na tyle nie daleko (ok. 12 km), że wybraliśmy się tam prosto z Jamnicy na rowerach. Kawałek musieliśmy się wspiąć, by potem zjechać przyjemnymi singlami prosto do doliny. Potem kawałek płaskiego, a dalej już wyciągiem i na trasy. Petzen najbardziej znane jest z świetnej trasy Flow. Według mnie właśnie tutaj znajdują się najlepiej wyprofilowane zakręty po jakich jeździłem. Po rozgrzewce na flow przyszedł czas na Thrillera, oraz warianty EWS. Tutaj już bardzo konkretna jazda po wielu technicznych elementach. Warto wspomnieć, że każdorazowy zjazd to prawie 1000 metrów w pionie, czyli ok. 15-20 minut czystej jazdy w dół. W przyszłym sezonie ma powstać tu jeszcze jedna, zupełnie nowa trasa. Kolejne miejsce, którego nie można pominąć będąc w okolicy.
Bikepark Poseka
W miejscowości Ravne na Koroskem, czyli w odległości ok. 15 km od Jamnicy znajduje się mini bike park. Do góry trzeba dostać się o własnych siłach, ale czekają tu na nas 3 ciekawe trasy, z czego jedna to flow line z całkiem fajnymi stolikami, transferami i bandami, a kolejne to warianty leśne pełne korzonków, kamieni i trawersów. Miejsce utrzymuje lokalny klub sportowy, który prowadzi tu szkolenia dla chętnych.
Dalsze wypady
Bikepark Krvavec
Pomimo, że odległość nie jest jakaś bardzo duża, to droga przez góry zajmuje ok. 2 godziny w jedną stronę. Tak czy inaczej warto odwiedzić Krvavec, który bardzo często wymieniany jest przez Słoweńców, jako ich ulubione miejsce do jazdy. Tym razem w końcu udało mi się zjeździć wszystkie możliwe trasy, które rozłożone są przy dwóch wyciągach. Górne krzesełko daje dostęp do łagodnego flow line’a Bambino, oraz do niesamowicie widokowych, choć nieco płaskich single tracków. Niżej położone są dwie główne trasy, czyli Muci oraz Rock & Flow. Ta pierwsza to bardziej łagodna trasa enduro, która omija najbardziej strome fragmenty góry, ale znajdziemy na niej sporo naturalnych przeszkód wymieszanych z bandami czy niewielkimi hopami. Zabawa na serio zaczyna się na trasie Rock & Flow. Zgodnie z nazwą zaczynamy od jazdy po skałach wymieszanych z korzeniami. Następnie powoli przechodzimy w wariant flow, a więc miłe profilowane zakręty i jest też tu gdzie polatać. Wybór tras nie jest zbyt wielki, ale znów trzeba pamiętać że każdy zjazd z góry na dół to prawie 1000 metrów przewyższenia i podobnie jak w Petzen, raczej nie ma tu miejsca na nudę. Jak na końcówkę sezonu trasy były w świetnym stanie i mogłem się tu porządnie wyszaleć.
Bikepark Maribor – Pohorje
Będąc w Słowenii nie można zapomnieć o Bikeparku w Mariborze, który znany jest z rozgrywanych tu edycji Pucharów Świata w DH. Z Jamnicy mieliśmy tu ponad godzinę drogi. Niestety we wrześniu trasy Bike Parkowe były w opłakanym stanie. Kuszące duże hopy miały strasznie dziurawe wybicia i lądowania, a wszędzie walała się masa luźnych kamieni. Do tego górna połowa pucharowej trasy DH, ze słynnym rock gardenem, była zamknięta z powodu przygotowań do kolejnej edycji Pucharu Świata, która odbyła się tu miesiąc później. Spróbowaliśmy więc tutejszych dzikich tras, o których już wcześniej słyszałem wiele dobrego. I rzeczywiście, dzikie ścieżki, które wychodzą poza zakres bike parku, są genialne. Świetnie wykorzystany i bardzo zróżnicowany teren, dał nam masę zabawy. Trzeba jednak pamiętać, że jazda tymi ścieżkami jest nielegalna i podobno przy ich wylocie potrafi stać policja i lepić słone mandaty. Trzeba też oczywiście uważać na ruch pieszy. Jedna z takich ścieżek została już włączona w mapę bike parku, więc może w przyszłości więcej z nich uda się zalegalizować. Bardzo polecam nowość, czyli trasę „Fairy Trail”.
Jamnica – nie tylko rower
Nie samym rowerem człowiek żyje i chcąc odpocząć od telepania się na zjazdach, również jest tu co robić. Sama farma jest miejscem na tyle sielankowym, że łatwo było zapomnieć o całym Covidowym zamieszaniu, lockdownach i tym podobnych rzeczach. Zdecydowanie lepiej było się skupić na tym, że na miejscu do dyspozycji jest lodówka z różnymi lokalnymi piwami. Można się schować gdzieś na tarasie i po prostu gapić się w ciągle zmieniające się widoki, a jak słonko bardziej przygrzeje to schłodzić się w basenie. Warto wspomnieć też o wyżywieniu, które nie dość że jest typowo domowe, to jeszcze robione z lokalnych eko produktów, które w większości pochodzą z rowerowej farmy, lub którejś z nią sąsiadującej. Wypad do Słowenii warto połączyć też ze zwiedzaniem. Dookoła jest mnóstwo ciekawych i bardzo widokowych miejsc, pieszych szlaków turystycznych oraz ciekawych zabytków.
Podsumowanie Słowenia trip
Nie była to moja pierwsza wizyta w Słowenii i mam nadzieje, że dane mi będzie wrócić tu ponownie na dłuższy czas. Miałem spędzić w Jamnicy 3 tygodnie, ale ostatecznie udało mi się zostać tam nieco ponad miesiąc. Dalej jednak było to zdecydowanie za krótko i nawet przez taki okres nie udało mi się zrealizować wszystkich, rowerowych planów w okolicy. Bowiem niedaleko jest jeszcze Kope Bike Park i kolejne kilometry świetnych enduro singli. Tak czy inaczej był to świetnie spędzony czas, pomimo obowiązków i dość ciężkiej pracy. Jednak klimat miejsca, świetna ekipa, a do tego duża ilość dobrej jazdy sprawiły, że był to mój najlepszy i najciekawszy rowerowy wypad w życiu.
Jeśli ktoś szuka miejsca w stylu enduro i ścieżek o bardziej naturalnym klimacie to Słowenia posiada mnóstwo ciekawych tras. Sama Jamnica oferuje świetną i zróżnicowaną jazdę po ścieżkach znanych z Enduro World Series, a dodatkowo w okolicy dostępne są dziesiątki kilometrów singli. Tutejsze bike parki, pomimo że na pierwszy rzut oka nie są tak wielkie i rozbudowane jak w Austrii czy Francji, to również potrafią dostarczyć solidną dawkę konkretnej jazdy. Bardzo polecam cały region Koroska i zachęcam do spędzenia tu co najmniej kilku dni.