W pierwszy październikowy weekend postanowiliśmy wybrać się do Zawoi, by przekonać się na własne oczy, o co chodzi z tym całym zamieszaniem wokół PKL Bike Parku. Docierały do nas przeróżne opinie o tamtejszych trasach, więc tym bardziej musieliśmy się tam zameldować, by zweryfikować to co opowiadali nam znajomi.

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Gdy w sobotni poranek pojawiliśmy się na parkingu, nic nie zwiastowało udanego dnia. Rowerzystów poza nami nie było praktycznie w ogóle – przywitał nas tylko kolega z Warszawy Marek, oraz wiedzieliśmy o jednej sztuce hasającej gdzieś po trasach. Trochę dziwne, bo pogoda była idealna, ponad 20 stopni, zero wiatru i piękne słońce. Za to turystów było od groma i zapowiadało to niestety złe wieści o prędkości jeżdżenia wyciągu. Nie wiem czy tak samo szybko jest on puszczany, gdy turystów nie ma, ale do demonów prędkości zdecydowanie nie należy. Szkoda, bo wyciąg jest naprawdę długi. Na szczęście z każdą godziną przybywało rowerzystów, więc na trasach można było kogoś spotkać i go wyprzedzić ;)

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

W Zawoi obecnie do dyspozycji mamy dwie trasy – FR oraz DH. Trasa freeride’owa w dużej mierze przebiega pod wyciągiem, a DH, to w zasadzie pół trasy, ponieważ w środkowej części łączy się ona z freeride’ówką. Góra do stromych nie należy, ale jak dla mnie, to jest to wręcz zaleta. Zapowiadała się naprawdę dobra zabawa… i tak właśnie było! Sobotę poświęciliśmy na jazdę FRką i nawet nie mieliśmy ochoty tego zmieniać. Od samego początku na trasie jest mnóstwo band i co jakiś czas postawiona jest niewielka hopka. Sporo band jest bardzo wysokich (jak na polskie standardy) i przebiegają one centralnie pod wyciągiem. Następnie wpadamy do lasu i znów hop pod wyciąg. Pod koniec środkowej części znajdziemy także drewnianego dropa, po którym mniej wprawieni mogą po prostu zjechać.

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Gdy już wyskoczymy z górnej części, to idealnie w połowie trasy jest mały las z całkiem przyjemnym drewnianym gapem. Następnie wypadamy na nartostradę. Tego odcinka obawiałem się najbardziej, ponieważ trasa leci po niej prawie przez pół góry, a nie wiem czy jest coś gorszego niż jazda po płaskim terenie w dół. Na szczęście ten problem został rozwiązany, że trasa została puszczona bokiem, dzięki czemu mogły się na niej znaleźć spore stoliki i bandy. Płaskie i „nudne” odcinki były natomiast idealne, by troszkę sobie odpocząć, dzięki czemu nie musieliśmy się zatrzymywać by złapać trochę oddechu.

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Ostatnia część trasy, to chyba najbardziej stroma część góry, a do wyboru mamy dwie opcje. Albo bandy z boku nartostrady, albo sekcja DH. Nam najbardziej przypadła do gustu część zjazdowa, a na jej samym końcu znajdziemy drewnianego gapa, który kończy nasz przejazd. Trasa FR jest zdecydowanie jedną z tych, które nie należą do trudnych, a banan nie schodzi nam z twarzy przez długi czas. My bawiliśmy się na niej świetnie i odłożyliśmy wizytę na trasie DH na niedzielę.

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Z wizytą w PKL Bike Park w Zawoi

Czy jednak wszystko na trasie jest takie doskonałe? Za budowę odpowiada ta sama ekipa, która działa w Antidote Bike Parku w Kasinie Wielkiej, więc spodziewać się można dobrego przygotowania tras. W Zawoi docierają się jeszcze z trasą i niewykluczone, że pewne rzeczy ulegną konkretnym zmianom. Nam nie przypadły do gustu tylko nieliczne elementy, które są w zasadzie spuścizną po poprzedniej ekipie. Jakie to elementy? Otóż trzeba dobrze nauczyć się trasy, ponieważ trafiają się czasem bardzo ciasne bandy (znaleźliśmy dwa takie miejsca), które wydają się, że mają nas zatrzymać do zera i niszczą cały fun i flow, które złapaliśmy odcinek wcześniej. Osobiście rozbudowałbym także sekcję NSów. Fajnie, że są drewniane kładki, ale widziałbym tam kilkukrotnie dłuższy odcinek.

Żeby nie było jednak tak różowo, w niedzielę nie udało nam się pojeździć. Słońce dalej prażyło, ale wiatr wiejący z prędkością 20m/s uniemożliwił start wyciągu. O ile wyciąg w końcu wystartował (bodajże koło godz. 12), to my niestety podjęliśmy decyzję o przedwczesnym powrocie do domu. Nasz plan przewidywał i tak jazdę maksymalnie kilkukrotną, ponieważ jeszcze tego samego dnia musieliśmy zameldować się w stolicy. Wróciliśmy więc z wielkim niedosytem jazdy, ale za to z przeświadczeniem, że warto Zawoję odwiedzić i miło spędzić czas na trasach!

Więcej informacji: facebook.com/PKLbikeparks