Niech za wstęp do rozmowy z młodą i sympatyczną zawodniczką Inką Januła posłużą jej słowa: „Przekraczanie własnych granic i progres jest niesamowitym i bezcennym uczuciem. Satysfakcja i duma jaką się wtedy czuje jest nie do opisania. Wówczas wydaje mi się, że dokonuję czegoś wręcz niemożliwego… aż do czasu kiedy skoczę jeszcze dalej i wyżej lub przejadę po jeszcze trudniejszej trasie.”

43RIDE: Ja, mając 15 lat nawet nie marzyłem o tym, aby stawać na podium ważniejszych lokalnych zawodów rowerowych, a co dopiero Pucharze Polski DH. Opowiedz od czego zaczęła się Twoja przygoda?

Inka Januła: Moja przygoda z rowerem zaczęła się dość niespodziewanie i niezbyt spektakularnie, kiedy to z zapartym tchem oglądałam jak moi dwaj starsi wujkowie trenują na krótkich, zrobionych przez siebie trasach. Pomimo podziwu jaki wówczas we mnie narastał, to ja sama nawet nie myślałam o tym, aby spróbować tego, co jednocześnie budziło we mnie zachwyt, ale i ogromny lęk. Oczywiście mowa tutaj o downhill’u. Patrząc jak jeżdżą, bawią się na skoczniach, które licznie ozdabiały pobliski leśny krajobraz, sama czerpałam z tego frajdę i do pewnego momentu mi to wystarczało. Po jakimś czasie razem z wujkami zaczął jeździć także kuzyn. Podczas jednego z ich treningów siedziałam i obserwowałam jak płynnie przejeżdżają pojedyncze bandy. Zaczęli mnie namawiać, abym i ja spróbowała przejechać choćby jedną. Niepewnie spoglądając na mój lekko rozklekotany rowerek, wsiadłam, chwyciłam za kierownicę i po prostu pojechałam. Satysfakcja i duma, jaką czułam po pokonaniu przeszkody była nie do opisania. Pomimo tego (wg mnie) historycznego wydarzenia nic nie zapowiadało czegoś więcej. Aż nadeszły nieoczekiwane zawody i pierwszy start…

Czy decyzja o startach w Pucharze Skrzata wyszła od Ciebie, czy pomagali Ci w niej rodzice?

Puchar Skrzata, organizowany przez Pana Rafała Wypióra był pierwszymi zawodami, w jakich wzięłam udział. Propozycja startu wyszła od wujka (…mam ich aż pięciu!). Rodzice wyrazili zgodę, więc zapakowaliśmy się ekipą do busa i ruszyliśmy w drogę do Zawoi, gdzie miały się odbyć nasze pierwsze poważne wyścigi! Skład był imponujący: Grzesiek, Dominik, dwa Michały i Wojtek Dendysowie oraz ja. Podsumowując, cała nasza rowerowa rodzina. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w swoim krótkim życiu aż tak się stresowała. Oczywiście uspokajano mnie, że będą to tylko „zawody dla dzieciaków, poprowadzone po kilku bandach”. Jak się można domyślić, na miejscu razem z dwójką moich kuzynów nie dowierzaliśmy własnym oczom. Trasa wyglądała bowiem zupełnie inaczej, niż nam ją  anonsowano. Długa, wymagająca, profesjonalna „trasa dla dorosłych”! Nie muszę chyba mówić, ile upadków zaliczyłam w pierwszym przejeździe treningowym?

Często jest tak, że rodzice starają się zaszczepić w dziecku różne pasje, z różnym skutkiem. Jak to się stało, że masz takie zamiłowanie do roweru?

Rodzice od bardzo młodego wieku zaszczepiali we mnie miłość do wszelakiego rodzaju sportów. Najwcześniej zaczęłam jeździć na nartach. Przez dość długi czas to właśnie z tym sportem wiązałam jakieś plany na przyszłość. Treningi i wyjazdy narciarskie były nieodłączną częścią mnie. Już w wieku 5 lat po raz pierwszy stawiałam swoje krótkie nogi z zapiętymi nartami na lodowcu w Austrii. Nic wtedy nie zapowiadało, że wszystko się tak diametralnie zmieni. Jak najbardziej rodzice i reszta rodziny zaraziła mnie oddaniem do sportu, jednakże to raczej nie rodzice przekonali mnie do roweru. W większym stopniu zawdzięczam to Dominikowi, Michałowi oraz wujkowi Grześkowi, którzy pokazali mi, że poza nartami istnieje coś jeszcze, coś, co może okazać się większą frajdą i czymś, co daje nieporównywalną radość!

inka_43ride

Czy przeszło Ci przez myśl, że downhill i zawody mogłyby stać się Twoim sposobem na życie?

Oczywiście nieraz przechodziło mi przez myśl, że rower mógłby stać się sposobem na resztę życia i źródłem utrzymania. Jednak polskie realia nie pozwalają pielęgnować takiej wizji przyszłości. Bardzo chciałabym móc żyć z tego, co kocham i co sprawia mi radość, ale zarabianie na sporcie, a tym bardziej na mało znanej dyscyplinie, jaką jest downhill, pozostaje w tym kraju raczej nierealnym marzeniem. Aby je urzeczywistnić, trzeba się wybić osiągając świetne wyniki w międzynarodowych zawodach, potem pewnie wyjechać z Polski i znaleźć lokum gdzieś za granicą…

Kto jest Twoim rowerowym guru? Kogo mogłabyś naśladować i kto mógłby być Twoim mentorem w drodze po złoto?

Jeśli chodzi o mojego idola, a właściwie idolkę, to zawsze była i jest nią dla mnie Pani Ania Sojka. Jako mały dzieciak zobaczyłam w telewizji reklamę, z tą niezwykłą rudowłosą dziewczyną. Potem biegałam po całym domu udając, że trzymam kierownicę roweru i z precyzją pokonuję przeszkody na swojej trasie (najcięższą okazał się stolik w salonie). Zawsze imponowała mi swoimi umiejętnościami, ale nie tylko to było ważne. Pani Ania jest niesamowicie pozytywną i uśmiechniętą osobą i z takim samym nastawieniem podchodzi do tego sportu. Ogromnym zaszczytem było Ją spotkać, a co dopiero stanąć z Nią na starcie podczas zawodów! Zawsze była i pozostanie dla mnie kimś, od kogo można się wiele nauczyć. A kto mógłby mi pomóc w osiąganiu lepszych wyników? Mam nadzieję na kontynuację treningów z Panem Arkiem Perinem.

Co Cię napędza w osiąganiu coraz lepszych wyników? Czy mogłabyś wymienić jedną rzecz, która najbardziej Ci się podoba w downhillu?

Wydaje mi się, że do osiągania coraz lepszych wyników napędza mnie rywalizacja. Jest to według mnie bardzo ważna i nieodłączna część naszego sportu. Niektórzy mogą nie przepadać za konkurowaniem i staraniem się być lepszym od kogoś innego, ale jest to niemalże niezbędne do poprawiania swoich umiejętności. U niektórych chęć, a u innych może nawet swego rodzaju potrzeba dogonienia lub bycia lepszym od kogoś innego jest bardzo duża i pomaga w pokonywaniu samego siebie. Natomiast właśnie to jest tym czymś, co kocham w tej dyscyplinie! Przekraczanie własnych granic i progres jest niesamowitym i bezcennym uczuciem. Satysfakcja i duma jaką się wtedy czuje jest nie do opisania. Wówczas wydaje mi się, że dokonuję czegoś wręcz niemożliwego… aż do czasu kiedy skoczę jeszcze dalej i wyżej lub przejadę po jeszcze trudniejszej trasie.

inka_43

Z kim najbardziej lubisz jeździć? Czy istnieje między Wami rywalizacja, czy raczej jeździcie dla przyjemności?

Największą radość sprawia mi jazda z rodziną. Mam na myśli rowerowy skład Dendysów. Dwaj kuzyni i trzech wujków, a wszyscy dzielimy tę samą pasję. Myślę, że mieć takie wsparcie to prawdziwy skarb! W tym sezonie jednak najwięcej trenowałam z Michałem i Wojtkiem, czyli wspomnianymi już kuzynami. Nasz przedział wiekowy jest idealny, ponieważ Sisol (Wojtek) jako najmłodszy stara się mnie doganiać, a ja jako rok młodsza od Michała staram się oczywiście dorównać najstarszemu z naszej trójki. Między nami cały czas toczy się rywalizacja, ale w najlepszym i pozytywnym tego słowa znaczeniu!

Oprócz jazdy na rowerze, bardzo dobrze radzisz sobie na nartach. Jak porównałabyś te dwa, z pozoru różne sporty? Czy uważasz, że łatwiej zacząć jeździć na rowerze mając wcześniej doświadczenie z deską snowboardową lub nartami?

Porównanie narciarstwa do downhill’u to dość ciężkie zadanie. Rzeczywiście się od siebie różnią, a jednak w pewnych aspektach mają wiele wspólnego. Myśląc o największych różnicach przed oczami staje mi obraz atmosfery, która w tych przypadkach jest zupełnie różna. W zimowym sporcie wyraźna jest dyscyplina na każdym kroku, zaostrzony rygor, treningi ze zmarzniętymi rękoma, oraz indywidualność, która wysuwa się tutaj na pierwszy plan. Dlatego to, co przyciągnęło mnie do roweru to radość, która jest odczuwalna w każdym przejeździe, a narty nie dawały jej aż tak wiele. Kiedy przychodzi czas na starty, oczywiście w każdym sporcie trzeba być sumiennym i zdyscyplinowanym. Typy treningów i zaangażowanie wymagają podobnego poziomu. Moim narciarskim trenerom, Zbyszkowi Dendysowi i Zuzi Koprowskiej, zawdzięczam sportowe nastawienie oraz treningową sumienność.

inka_43r

Jak porównałabyś istniejącą infrastrukturę rowerową do narciarskiej w Polsce. Czy chciałabyś, aby coś uległo zmianie? Jeśli tak to co?

Infrastruktura rowerowa w Polsce do niedawna pozostawiała wiele do życzenia, jednakże w miarę upływu czasu i sezonów zaczyna się rozwijać. Widać coraz więcej ścieżek i tras rowerowych, które rzeczywiście stają się gotowe na przyjęcie zarówno zawodników, jak i rowerzystów amatorów szukających zajęcia na ciepłe popołudnia. Rozwija się Żar, w ostatnim czasie Zawoja. Powstają nowe szlaki rowerowe, czego dobrym przykładem jest Twister w Bielsku-Białej. Natomiast infrastruktura narciarska od wielu sezonów bierze przykład z doskonale funkcjonujących ośrodków alpejskich. Obyśmy i my, downhill’owcy, doczekali tego samego.

Masz jakieś ulubione miejsca lub trasy? Dokąd najbardziej lubisz wracać? Są miejsca które możesz polecić początkującym rowerzystom?

Jeśli chodzi o polskie trasy downhill’owe, to szczególną sympatią darzę Żar i Czarną Górę. Jak na nasze krajowe warunki, są one dość długie i wymagające. Natomiast początkującym rowerzystom poleciłabym ścieżki w Bielsku-Białej. Są one przystosowane do każdego poziomu jazdy, nawet najmłodsze dzieci bez problemu radzą sobie z takimi przejazdami! Mnie samej też sprawiają wielką przyjemność i radość z jazdy, a standard jest godny podziwu.

Co czujesz przed zjazdem? Strach i adrenalina to nieodłączne elementy tego sportu. Czy zdarzyło Ci się, że jakaś trasa Cię przeraziła, czy potraktowałaś ją bardziej jako wyzwanie?

Strach towarzyszy mi w tym sporcie od zawsze. Stres jaki odczuwam na starcie jest naprawdę przytłaczający. Przez głowę przelatują setki myśli podczas odliczania ostatnich sekund do rozpoczęcia przejazdu na zawodach – „A co jeśli…? A co by było gdyby…?”. Mam na nie sposób… ostatni głęboki oddech i przekroczenie linii startu. Wtedy wszystko znika, a ja skupiam się tylko na trasie. W kryzysowych chwilach często myślę o tym, jak mój team mi pomaga i jak wiele czasu poświęca nam nasz trener – Pan Arek (Arkadiusz Perin). Czuję, że jestem przygotowana na to, co czeka mnie w trakcie przejazdu, jestem pewna siebie, zmotywowana. W zasadzie trasy same w sobie nie budzą we mnie aż takiego lęku, zdarzyło mi się napotkać takich zaledwie kilka. Bardziej panikowałam na widok niektórych elementów lub skoczni. Rzadko traktuję takowe jako wyzwanie. Mówię sobie, że jest to kolejna granica do przekroczenia i kolejny lęk do pokonania. Nie lubię się zbyt długo zastanawiać, bo wtedy wszystko staje się bardziej skomplikowane, niż jest w rzeczywistości. Trzeba po prostu chwycić mocniej kierownicę i uwierzyć w siebie.

Jakie masz plany na kolejny sezon? Czego możemy Ci życzyć?

W przyszłym roku na pewno chciałabym poprawić swój wynik z Mistrzostw Polski w DH. W tym roku zaliczyłam w tych zawodach swój pierwszy start, z którego byłam naprawdę dumna, jednakże pozostał spory niedosyt. Oczywiście mam w planach także kontynuować starty w Pucharze Polski DH. Ogromnym zaskoczeniem były dla mnie wyniki z tego sezonu! Moim marzeniem było także wybrać się na Mistrzostwa Świata DH… zobaczyć jak jeżdżą idole zza granicy! :)


Zdjęcia: Jacek Kaczmarczyk https://www.facebook.com/JacekSlonikPhotography // http://www.jacekslonik.pl/

inka_43ride_1