Co roku w niemieckiej miejscowości Friedrischafen odbywają się Europejskie Targi Rowerowe EUROBIKE. Kilka dobrych lat temu krajowe targi urosły do rangi międzynarodowych, a to głównie dzięki dużemu rynkowi zbytu jakim są Niemcy (może kiedyś w Polsce będzie podobnie). To właśnie tutaj wszyscy liczący się producenci wystawiają swoje nowości na przyszły sezon (kilka marek wybrało inną drogę „poza targami”). Najlepsi kolarze świata przyjeżdżają na to wydarzenie, aby wesprzeć marki które ich sponsorują, prasa, vlogerzy, blogerzy, yutuberzy, celebryci itd. no i ja. Duża impreza, duże wydarzenie, święto takie gdzie wszyscy chodzą uśmiechnięci (może to zasługa złotego napoju), zaangażowani w mówienie (m.in. do pudełek, które kradną czas i duszę), a także w słuchanie o rowerach i o wszystkim tym co z nimi jest związane. Fajnie było spotkać się w takim miejscu. Pozdrawiam każdego z kim udało mi się choć przez chwilę porozmawiać.

Ja przybyłem na to święto bez myśli „muszę tu być, to część mojej pracy, zajęcia, hobby czy jakieś tam inne”. „Nic nie muszę”, to lubię. „Robię to co chcę robić” i uwielbiam to. Tak więc stojąc, czasem chodząc, patrzę na ten ogrom produktów rowerowych przeróżnych marek znanych oraz takich, które widzę pierwszy raz i zastanawiam się „kto to wszystko kupuje?”. Potem następna myśl „teraz nie jest problemem wyprodukować, stworzyć markę, ale sprzedać to” oraz „teraz producenci wymyślają i wywołują potrzebę, o której istnieniu jeszcze nie wiedzieliśmy” i wiele innych mądrości ludowych, których nie jestem w stanie wypisać.

Zdaję sobie sprawę, że istnieje wiele rozwiązań technicznych, które mają wpływ na to jak co działa, ale klient kupuje nie tylko produkt wydawałoby się najlepszy dla niego, ale w pierwszej kolejności historię firmy, ludzi, miejsce produkcji, jak podchodzi się do swoich zdobytych i przyszłych użytkowników (dopiero potem może następuje parametr techniczny). Każdy przekonuje, że to co wykonał to TOP of the TOP. Trudno w to nie wierzyć słuchając tego wszystkiego, można się zatracić…

Przekraczając progi kolejnych hal stwierdzam, że wszyscy jesteśmy świadkami „rewolucji rowerowej”. Rewolucja (może ewolucja?) to e-bike! Może w Polsce jeszcze nie w tej chwili, ale rynek rośnie, prężnie i sukcesywnie rozwija się. Wśród kolarzy zdania są podzielone na temat e-bike (zanim jednak zajmiesz jakieś stanowisko, dasz swoją opinię – po prostu spróbuj osobiście).

Tego procesu „E” już nie da się zatrzymać, jest jak płynąca rzeka – możesz popłynąć z jej nurtem lub pod prąd.

Podczas targów firmy prezentowały magiczne połączenie, następna „rewolucja”, „ewolucja” lub taki powrót do korzeni. Rower górski i szosowy połączono w produkt o nazwie Gravel (takie lekkie uproszczenie). Szosa dla kolarzy górskich lub rower górski dla kolarzy szosowych, czyli gravel. Super zbliżenie dwóch różnych środowisk w celu wzajemnego poznania terenów, po których „się kręci”. Możliwości jakie daje ten rower są tak duże, że przewiduję ogromne i rosnące zainteresowanie tym segmentem.

Wśród wystawców mogłem zobaczyć również marki z Polski. Bardzo dobrze zaprojektowane, wykonane i wyeksponowane na stoiskach cieszyły oko każdego odwiedzającego. Spokojnie mogą konkurować z każdym w każdej płaszczyźnie na całym świecie (co też robią) – szacun! Należy wspomnieć, że marka z Polski – RONDO – otrzymała na tych targach nagrodę za rower tzw. gravel (duma nas rozpiera). I to by było na tyle, to takie moje rwane przemyślenia, skończę teraz, aby następnym razem przedstawić Wam konkretne marki i ich produkty. Dzięki, że jesteście, do następnego razu!