Yeti, człowiek śniegu, wielka stopa. Ile znacie określeń tajemniczego stwora grasującego w górach? Z opisywanym przez nas dziś Yeti SB5.5 ma jeden punkt wspólny: najlepiej czuje się w górach i w nich grasuje najchętniej. W lepkie łapki redakcji wpadło kilka modeli rowerów kultowej amerykańskiej firmy, słynącej ze świetnej jakości, dbałości o detale i.. ceny. No właśnie, czy warto wydać miliony monet na karbonową bestię?

Szybki test: YETI SB5.5

Bartek i Piotrek z polskiej dystrybucji Yeti zaproponowali nam wyjazd, mający na celu pokazanie, że nie tylko zjazdem człowiek żyje, przekonanie nas do enduro i oczywiście próbujący nakłonić nas do wychwalania ich produktów.

Szybki test: YETI SB5.5

Mnie przypadł przy rozdzielaniu model YETI SB 5.5, zmasakrowany przez poprzednich gazetowych testerów (wstydźcie się oddawać rowery w takim stanie!), niemniej jak najbardziej sprawny. Rozmiar M, koła 29 cali, czyli z założenia dla takiego skrzata jak ja coś ogromnego, topornego i nie nadającego się do jazdy. Do tego jeszcze karbon, do którego powoli się przekonuję i skok tylko 140mm. Swoje pomarudziłam, ale jak dają, to trzeba korzystać. Endurowiec ze mnie żaden, więc nie zauważę subtelnych różnic występujących podczas podjazdów, poza faktem, że tyłek mnie boli lub nie. W przypadku Yeti naparzały mnie tylko kolana po podjazdach, ale taka już moja natura. Zakres przełożeń w przerzutce Shimano XT M8000 pozwala na swobodne podjeżdżanie bez wyplutych płuc i pieczenia w udkach. Szerokość kierownicy to sprawa mocno indywidualna, ale w YETI SB5.5 otrzymujemy kierownicę o szerokości 800mm i jeśli okaże się za szeroka, to zawsze można skrócić. Spodobał mi się patent z wysuwaną sztycą (Fox Transfer), dzięki której nie musiałam co chwila wstawać z roweru, żeby coś poprawić. Śmiejcie się, ale w tym temacie jestem 100 lat za murzynami i jaram się jak stodoła po podpaleniu.

Szybki test: YETI SB5.5

Po radosnym dotarciu na szczyt bielskich ścieżek, na które notabene nawet się specjalnie nie zasapałam, rozpoczęliśmy moją ulubioną część testów, czyli zjazdy. I tu technologia Switch Infinity, czyli gwóźdź programu, za który tyle płacimy, miała okazję się wykazać. Zapytacie, o co w ogóle chodzi? Jak opisał to ładnie redaktor Tomasz w szybkim teście modelu SB4.5:

Górna część wahacza przymocowana jest do krótkiej dźwigni, która naciska na damper. Dolna część natomiast jest przytwierdzona do specjalnego suwaka, który z kolei porusza się po dwóch tłokach (pokrytych powłoką Kashima).

Szybki test: YETI SB5.5

Wjeżdżałam we wszelkie możliwe dziury i, ku uciesze lokalnych rajderów, po bardzo malowniczych korzonkach. Nie spodziewałam się cudów i srogo się zdziwiłam. Rama SB5.5 w połączeniu z Foxem 36 i damperem Float X od Foxa, to mały szatan. Niby tylko 140 mm skoku, a radzi sobie jak rasowa zjazdówka. Prowadzi się pewnie, płynnie wchodzi w zakręty i klei się do ziemi w momentach, w których tego potrzebujemy. Rower jest dobrze wyważony i robi to, na co w danym momencie my mamy ochotę. Nie łudziłabym się, że na trasach Pucharu Świata DH będzie równie cudowny, ale na polskie tak zwane trasy zjazdowe nada się idealnie.

Szybki test: YETI SB5.5

Yeti SB5.5 ma według mnie ogromny potencjał i aż prosi się o jazdę w trudniejszym terenie. Aż żal byłoby poruszać się nim wyłącznie dla szpanu po ulicy, choć, jak sami widzicie, turkusowa rama jest po prostu piękna.

Szybki test: YETI SB5.5

Reasumując, endurakiem nie zostanę, bo podjazdy nie sprawiają mi żadnej frajdy, ale Yeti udało się nie uprzykrzyć mi momentu dostania się na szczyt górki, a to już duży sukces. Możecie być pewni, że model SB5.5 poradzi sobie z wymagającymi podjazdami i stromymi zjazdami. Jeśli jesteście entuzjastami prawdziwego enduro, to z 5.5 będziecie zadowoleni, a skok 140mm z tyłu i 160mm z przodu będzie optymalnym wyborem i spełni wszystkie Wasze oczekiwania.

Dystrybucja: bikeline.pl, cena za ramę 16999zł, ceny rowerów zaczynają się od 24499zł.
Oficjalna strona: yeticycles.pl