Już tydzień minął od tego wielkiego święta rowerowego, jakim był Crankworx w Innsbruck’u. Swoimi wrażeniami z tego eventu podzielili się z nami zawodnicy GoRide Racing TeamWojtek Czermak & Kriss Kaczmarczyk, którzy startowali tam w niedzielnym DH.

Wojtek Czermak:

Na Crankworx w Innsbrucku jechaliśmy z bardzo dobrym nastawieniem, po zeszłorocznym starcie wiedziałem, że cala impreza stoi na najwyższym poziomie i będzie dobre ściganie. Niestety od początku pojawiły się drobne trudności w postaci braku prądu na obozowisku i dalekiej drogi na bazę zawodów, ale mimo to byliśmy praktycznie na każdym evencie i pomimo zmęczenia jeździliśmy do oporu. Trasa już od trackwalk’u bardzo nam się spodobała, chociaż wiedzieliśmy, że świeża trasa bardzo szybko się rozjeździ. Na trasie było parę kluczowych elementów, które nadawały prędkość na długie proste i zepsucie któregoś z nich wiązało się z dużą strata. Całe treningi miałem dużo przyjemności z jazdy i starałem się jak najlepiej zapamiętać trasę. Niestety zmiany harmonogramu w niedziele dość mocno dały się we znaki – w niedziele mieliśmy treningi od 7:30 do 9:30, a startowałem już chwile po 10. Więc nie było szans na powrót do obozu, tylko trzeba było się ogarniać pod wyciągiem. Finały jechało mi się dość dobrze, ale na praktycznie najważniejszym zakręcie na trasie trafiłem na śliski korzeń i zaliczyłem nie groźną wywrotkę. Wytraciłem całą prędkość tuż przed długą prostą, w którą powinienem wlecieć pełnym piecem. Niestety nie było więc szans na dobry wynik i ostatecznie zająłem 54 miejsce. Mimo to był to bardzo dobry weekend, w dobrym towarzystwie i na pewno doda nam to trochę pewności na kolejne starty!

Krzysztof „Kriss” Kaczmarczyk:

Odkąd pamiętam, zawsze chciałem pojechać na któryś z festiwali Crankworx. W tym roku w końcu się udało i fajną ekipką wyruszyliśmy do Innsbrucka! Ten wyjazd chciałem potraktować całkowicie na lajcie i zajawkowo. Nie chciałem się napinać na wynik, tylko dobrze się bawić i dużo pojeździć. Ten trip miał być we wszystkim troszkę inny niż poprzednie wyjazdy – mieliśmy spać na dziko w namiocie i aucie.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, rozbiliśmy nasze obozowisko i ruszyliśmy na zapisy. Pod biurem zawodów, ze względu na obsuwę spędziliśmy nieco ponad 30min. Po odebraniu naszych pakietów startowych przytoczyliśmy się na rowerach do centrum festiwalu. Od razu cała otoczka zrobiła na mnie mega wrażenie, wszystko było kilka razy większe i lepsze niż u nas na podobnych eventach.

Po powrocie do naszego luksusowego hotelu 😉 ogarnęliśmy, że zepsuła się nasza lodówka z zapasami spożywczymi z Polski, więc na szybkości zrobiliśmy grilla, smażąc tyle ile się dało, żeby się tylko nic nie zepsuło, a resztę wrzuciliśmy do górskiego, lodowatego potoku. Po jedzonku stwierdziliśmy, że trzeba coś pojeździć i ruszyliśmy do bikepark’u. Zrobiliśmy kilka laps’ów i lekko rozczarowani trasą, wróciliśmy na nocleg. Na koniec dnia czekała nas kąpiel w potoku i finały pumptrack’a.

Kolejny dzień zacząłem dość wcześnie bo już od 8 miałem swoje treningi DH. Jeździło mi się bardzo dobrze, trasa dość przypadła mi do gustu, aczkolwiek wiedziałem, że ciężko mi będzie się na niej ścigać. Po treningach udałem się na szamkę, a później oglądałem finały speed and style. Ta mega widowiskowa konkurencja zrobiła na mnie wielkie wrażenie!. Nie myślałem, że to będzie aż tak ekstra!
Następny dzień ponownie zacząłem od wczesnych treningów, które ze względu na bliskie spotkanie z drzewem zakończyłem jednak wcześniej niż planowałem. Resztę dnia chciałem spędzić oglądając slopestyle, który ostatecznie został przełożony na niedziele. Wieczorkiem udało się naszej całej ekipie wbić na basen i zaliczyć fajną wycieczkę do centrum Innsbrucka.

Ostatni dzień zacząłem zdecydowanie spokojniej, ponieważ moje treningi zaczynały się dopiero po finałach elity czyli o 12:45. W niedziele jeździło mi się najgorzej ze wszystkich czterech dni. Stres zaczął dawać się we znaki, przez co w ogóle nie mogłem złapać swojego rytmu i zachować wybranych linii. Na start pojechałem dość wypoczęty ale mocno zestresowany. Na szczęście na bramce startowej udało mi się ogarnąć i skupić się tylko na przejeździe. Pierwsze sekcje szły mi wyśmienicie, ale niestety potem złapałem jakiego psychicznego bloka i jechałem bardzo ostrożnie. Zdecydowanie nie tak jak powinienem jechać w finale, szczególnie że na Crankworx mieliśmy tylko jeden mierzony przejazd – żadnych eliminacji, seedingów – od razu finał!

Tuż przed samą metą usłyszałem komentatora (Tippiego), który krzyczał do mikrofonu: „It’s gonna be so close!”, a z racji tego, że jechałem 3 od końca, to po tych słowach mega się napaliłem i sprzedałem najmocniejsze korby jakie tylko mogłem. Jednak po przekroczeniu mety okazało się, że zaszwankował im pomiar czasu i jednak dojechałem z szóstym czasem. Ostatecznie zawody zakończyłem na 8 pozycji.

Mogło być lepiej … ale i tak się bardzo cieszę z tego wyjazdu! Mega bawiłem się podczas tego weekendu i z wielką chęcią pojechałbym na kolejny taki! Myślę, że dzięki takiemu luźnemu startowi w tak dużej imprezie nabrałem odpowiedniego nastawienia na kolejne starty w sezonie! Szczególnie że już w najbliższy weekend kolejna edycja Pucharu Europy!


O ekipie GoRide – NS Bikes Racing Team:

GoRide Racing Team powołany został z początkiem 2017 roku i działa pod patronatem sieci salonów rowerowych GO RIDE. Początkowo w skład zespołu wchodził założyciel Mateusz Jasiński (kat. Masters) oraz Krzysztof „Kriss” Kaczmarczyk (kat. Junior). Obecnie w ekipie ścigają się również Wojciech Czermak (kat. Elita) oraz Alex Kaszycki (kat. Junior). W 2019 roku tytularnym patronatem objęła ich marka NS Bikes. Dzięki temu w tym sezonie wszyscy członkowie team’u ścigają się na rowerach NS Bikes Fuzz, przy czym Kriss Kaczmarczyk i Mateusz Jasiński wybrali modele 29″, a Wojciech Czermak i Alex Kaszycki – pozostali przy 27.5″.

Media:
facebook, instagram
Wojciech Czermak: facebook, instagram

Krzysztof „Kriss” Kaczmarczyk: facebook, instagram
Alex Kaszycki: instagram
Mateusz Jasiński: instagram

O serii Crankworx World Tour:

O serii Crankworx World Tour

Crankworx to jedyny w swoim rodzaju festiwal kolarstwa górskiego. Po raz pierwszy zorganizowany został w 2004 roku w kanadyjskim Whistler w Kolumbii Brytyjskiej. Od tamtej pory ewoluował do kilku przystanków na świecie, tworząc serię Crankworx World Tour. W trakcie imprezy w zawodach biorą udział najlepsi zawodnicy na świecie, którzy rywalizują w wielu różnych dyscyplinach. Znajdziemy tu także zawody dla amatorów, dzieciaków oraz wszystkich fanów kolarstwa górskiego, którzy przyjeżdżają, aby wspólnie świętować i bawić się w niesamowitych miejscach.

Oficjalna strona:
crankworx.com
Media:
facebook, instagram, twitter, youtube, flickr