Pogoda za oknem nie nastraja do jazdy, większość z nas jest już zmęczona sezonem, a część nie może się już doczekać kolejnego. Przerwa zimowa, to idealny moment by usiąść sobie przy stole i porozmawiać. Udało mi się złapać głównego organizatora serii LSD Local Series of Downhill, która w tym roku wprowadziła powiew świeżości do zjazdowego kalendarza. Nie przedłużając już, zapraszam na rozmowę z Marcinem Matusznym!
zdjęcie: Ewa Kania
Tomasz Profic, 43RIDE: Siema, na dobry początek, jak w skrócie podsumowałbyś tegoroczną edycję LSD?
Marcin Matuszny: Cześć! W skrócie… Tak naprawdę sezon 2016 był debiutem dla naszych zawodów na miejscówkach z wyciągiem. Zorganizowanie cyklu składającego się z czterech edycji było dla nas nie lada wyzwaniem, ale już po pierwszej edycji miałem świadomość, że zrobiliśmy coś naprawdę dużego i całkiem dobrze nam to wyszło. Z edycji na edycję ciągle się uczymy, chcemy aby każda kolejna impreza była jeszcze lepsza. Nie spodziewałem się, że nasze ściganki odwiedzi aż tylu pozytywnie nastawionych rowerzystów z całej Polski (i nie tylko), którzy przyjadą pościgać się na maksymalnym luzie w rodzinnej atmosferze. W takich chwilach serducho rośnie okrutnie!
Czy była jakaś runda, która szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
Na pewno pierwsza edycja, którą razem z Jakubem zorganizowaliśmy na zakończenie sezonu 2014 w Węgierskiej Górce na lokalnej trasie, gdzie czas mierzony był stoperem, rowery wypychane na górę przez każdego kto chciał wystartować, nie obyło się również wtedy bez „przypału” z nadleśnictwem (śmiech), a całość zakończyła się luźnym jamem na hopach i wspólnym ogniskiem w mało przystosowanym do tego miejscu. Jeśli chodzi o tegoroczny cykl to z pewnością edycję w Ustroniu zapamiętam na bardzo długo – pierwsza impreza „przy wyciągu”, spore wyzwanie logistyczne, bardzo dużo ludzi, piękna pogoda, gruby after i masa dobrej zabawy.
zdjęcie: Artur Wszołek
Przejdźmy do samego początku istnienia LSD. Kto jest za to odpowiedzialny i skąd się wziął pomysł na zorganizowanie własnej serii?
Tak jak już wcześniej wspomniałem pierwszą edycję Local Series of Downhill poczyniliśmy w sezonie 2014. Za ściganki spod „narkotykowego” szyldu od samego początku jesteśmy odpowiedzialni razem z Jakubem Pyszem, lecz nie sposób nie wspomnieć tutaj o baaardzo dużej liczbie osób, która pomaga nam wszystko przygotować i o samych Panach (i Paniach) ścigantach – w końcu to oni tworzą niepowtarzalny klimat, jeżdżą, bawią się i to w wielkiej mierze dzięki nim to wszystko właśnie tak wygląda. Pomysł na zawody w takiej formie wziął się prosto z lasu i z chęci ścigania na luźnych zasadach, bez niepotrzebnego parcia na wynik czy nagrody, a ponad rywalizację postawiliśmy dobrą zabawę i możliwość jazdek w większym gronie niż podczas zwykłego weekendu. Ponadto kalendarz zjazdowy na 2016 zapowiadał się bardzo smutno i aż prosił się o cykl, gdzie będzie jakakolwiek klasyfikacja generalna, a ponieważ wyciąganie generalki tylko z dwóch edycji jest mocno średnie, więc postanowiliśmy zorganizować w końcu wymarzony cykl wraz z klasyfikacją generalną.
Skąd w ogóle wzięła się nazwa LSD Local Series of Downhill?
Najzwyklej w świecie szukaliśmy pomysłu jak nazwać zawody, a skoro zawody na lokalnej trasie, stąd Local. Chcieliśmy również, aby odbyły się one więcej razy niż raz, więc Series, geneza ostatniego członu nazwy chyba jest oczywista, a że razem stworzyły całkiem chwytliwy skrót to pozostaliśmy przy tej nazwie, wszak LSD kojarzy się z dobrą zabawą (śmiech), która idealnie wpasowała się w klimat naszych imprez.
zdjęcie: Jacek Kaczmarczyk
Do kogo skierowana jest cała seria? W jakie osoby celujecie? Pro czy amatorów?
Cała seria skierowana jest do rowerzystów, po prostu. Moim zdaniem w kraju gdzie na chwilę obecną tak naprawdę pro i amatora odróżnia jeden dokument nie ma sensu szufladkować jednych i drugich, zwłaszcza, że przygotowanie do sezonu niektórych amatorów nie odbiega od przygotowań niektórych pro zawodników. Do tego dochodzą kwestie zaplecza, wsparcia z zewnątrz, a jak doskonale wiemy – w Polsce z tym jest kiepsko. Każdy rowerzysta który lubi się pościgać bez spiny z kumplami jest zawsze mile u nas widziany.
Czy jest szansa, aby jakakolwiek runda LSD była częścią Pucharu Polski DH, czy raczej jesteś poza tym?
Nie widzę takiej możliwości. Chcemy żeby LSD pozostało w takiej formie jakiej jest, naszym głównym priorytetem obecnie jest stałe podnoszenie jakości zawodów. Są to zawody na maksymalnym luzie od zawodników dla zawodników i właśnie na aspekty, które są bliższe zawodnikom staramy się zwracać największą uwagę.
zdjęcie: Ewa Kania
Biorąc pod uwagę „bardzo bogaty” w imprezy Puchar Polski DH 2016, seria LSD można powiedzieć uratowała sezon ścigania się w kraju. Zgadasz się z tym twierdzeniem?
Po części na pewno, lecz nie do końca. Wypełniliśmy pewną lukę i z tego powodu jestem bardzo zadowolony, jednak uważam, że zawody Pucharu Polski są bardzo potrzebne, wręcz niezbędne do tego, aby poziom zjazdu w Polsce się podnosił. Mam iskierkę nadziei, że w nadchodzącym sezonie znajdziemy i na to lekarstwo!
Z roku na rok zmniejsza się ilość imprez stricte zjazdowych, czy myślisz że to chwilowy trend i wraz z LSD próbujesz temu przeciwdziałać czy raczej dh jest wypierane przez enduro?
Trudne pytanie. Enduro jest dostępne dla szerszego grona odbiorców, praktycznie każdy może spróbować swoich sił w zawodach enduro. Downhill natomiast jest o wiele bardziej widowiskowy, ale pociąga za sobą fakt, że to sport przeznaczony dla zdecydowanie węższej grupy. Na pewno razem z całą ekipą LSD będziemy dbać o to, aby zjazd w Polsce nie umarł i cały czas się rozwijał, a ze zmniejszającą ilością imprez stricte zjazdowych staramy się walczyć jak tylko możemy, żeby w 2017 było ich znacznie więcej.
A może w ramach rozwoju czy poszerzania horyzontów, będziemy kiedyś uczestnikami Local Series of Enduro?
Jestem wielki fanem rozwoju kolarstwa górskiego w Polsce i z tyłu głowy mam sporo pomysłów na nowe projekty, niewykluczone, że kiedyś będzie dane nam podjąć się organizacji takiej imprezy – ale na pewno będzie ona w innej formie, pod inną nazwa i trafiającą w zupełnie inne grono odbiorców.
zdjęcie: Jacek Kaczmarczyk
Przejdźmy teraz do planów na przyszły rok. Czy jest już jakiś wstępny plan na przebieg serii, może jesteś w stanie uchylić troszkę rąbka tajemnicy?
Od samego zakończenia tegorocznego cyklu działamy i planujemy, aby wszystko dopiąć na przyszły rok. Pewnym jest, że LSD w 2017 będzie kontynuowane i zależy nam, aby były to jeszcze lepsze imprezy niż w tym sezonie. Ilość edycji zależy od wielu czynników i przychylności pewnych osób, ale dołożymy wszelkich starań aby w 2017 też stworzyć klasyfikację generalną, a do wyliczenia takowej moim zdaniem absolutnym minimum są 3 edycje. Odbiegając natomiast od tematu samego LSD – od kilku miesięcy pracujemy nad nowym projektem – mam nadzieję, że będzie to spora niespodzianka dla prosów i zajawkowiczów, a dla polskiego zjazdu spory krok w przód. Jednego jestem pewien – zmiany są bardzo potrzebne. Już nie mogę się doczekać przyszłego sezonu!
Na koniec, dziękuję za rozmowę i czy masz jakieś słówko dla czytelników?
Serdeczne dzięki dla wszystkich uczestników tegorocznego LSD. Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na trasach w 2017!
—
Pełną klasyfikację oraz wyniki z sezonu 2016 znajdziecie na naszej stronie w tym miejscu. Z kolei najświeższe wieści o całej serii pojawiają się na oficjalnym fanpage’u facebook.com/localseriesofdownhill.