Kopiec Powstania Warszawskiego na warszawskim Mokotowie, to miejsce dość specyficzne. Dla statystycznego warszawiaka, to zwykła górka na uboczu wielkomiejskiego centrum z pomnikiem ku chwale powstańców. Jednak dla osób nam podobnym, była to najstarsza i jedna z najbardziej kultowych miejscówek do uprawiania rowerowej grawitacji w Warszawie. Dlaczego była? Otóż dosłownie kilka godzin temu miejsce to przestało istnieć.. górka wciąż stoi, ale toru już tam nie ma.

Bartycka
Obchody rocznicy Powstania Warszawskiego / zdjęcie z serwisu naszemiasto.pl

Trochę historii

Kopiec zlokalizowany przy ulicy Bartyckiej, to sztucznie stworzona góra, która powstała w wyniku zwożenia ziemi i śmieci z powojennej Warszawy. Rozpoczęcie sypania górki datuje się na 1945 rok, a ostatnie ciężarówki przyjechały tu w połowie lat sześćdziesiątych. W efekcie powstała górka o wysokości 37 metrów, która stała się popularnym miejscem spacerów okolicznych mieszkańców, a zarazem jako jedno z niewielu niezagospodarowanych wzniesień w Warszawie, również zainteresowała rowerzystów. Na samym szczycie Kopca znajduje się kilkumetrowy pomnik symbolu Polski Walczącej, a na głównej drodze prowadzącej na szczyt (wyłożone kostką schody), znajduje się miejsce pamięci o poległych (wzdłuż schodów stoją liczne drewniane krzyże). Od samego szczytu dookoła górki wije się natomiast dzika ścieżka, która pod koniec lat dziewięćdziesiątych została zaadaptowana na tor rowerowy. Co roku na szczycie górki odbywają się obchody ku pamięci powstańców, które gromadzą liczne rzesze warszawiaków, a przez następne 63 dni (czyli cały okres trwania powstania) pod pomnikiem rozpalany jest „ogień pamięci”, który pilnowany jest przez Straż Miejską.

Bartycka Bartycka
Kopiec Powstania Warszawskiego / zdjęcia z serwisu garnek.pl

Tor rowerowy

Dokładnej daty powstania toru dziś już nikt nie pamięta. Najstarsi jeszcze czynni rowerzyści (i bez sklerozy) wspominają lata 1996-98. Każdy jednak wie, że była to najstarsze tego typu miejsce do skoków w stolicy. Zresztą nigdy się nad tym nie zastanawiałem, bo gdy zaczynałem swoją przygodę z tym sportem ponad dekadę temu, to tor już tam był.. i był mega! Pierwsze hopki powstały w końcu lat dziewięćdziesiątych i z początku był to tor dualowy. Co więcej, odbywały się tu nawet ogólnopolskie zawody, a do pierwszych wzmianek do jakich udało mi się dotrzeć, były zawody o Puchar Radiostacji z 2000 roku czy Puchar Wheelera! Przez wiele następnych lat tor rósł w siłę, by następnie pogrążyć się w wieloletniej stagnacji. Związane to było głównie ze zmianą pokoleniową skaczących osób, klasycznie – starszym się już nie chciało, a młodsi do łopaty się nie garnęli. Jednak tor był na tyle solidnie zbudowany, że przez wiele lat doraźna konserwacja i chwilowe zrywy sprawiały, że dalej funkcjonował bez zarzutu. Nawet gdy podczas budowy schodów na szczyt został zrównany z ziemią pierwszy step down, to na jego miejsce szybko pojawiła się nowa przeszkoda. W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy torem zajęła się „nowa-stara” ekipa, która nie tylko była odpowiedzialna za nowe konkretne elementy, ale również wzięli się za nowe linie, które znacznie poszerzyły możliwości jazdy na górce.

Bartycka Bartycka
Bartycka Bartycka
Zawody w 2000 roku, fot. rowery.zbooy.pl

Niestety, żeby nie było tak pięknie, od samego początku istnienia trasy, przeszkadzała ona niektórym. Byli to głównie spacerowicze, którzy będąc tam po raz pierwszy, kompletnie nie spodziewali się takich przeszkód, a co dopiero pędzących w dół rowerów. Miejscowi byli przyzwyczajeni i wiedzieli jak się poruszać. Wiadomo, jak to w życiu bywa, były sytuacje stykowe, stresowe, podnoszące poziom adrenaliny, ale NIGDY – i to chciałbym podkreślić jeszcze bardziej – nie doszło tu do wypadku, że rowerzysta wpadł na pieszego i go poważnie uszkodził (czy w drugą stronę). Jak na ponad 16 lat istnienia tego miejsca to chyba dobry wynik nie? Ścieżka, którą poprowadzona była trasa nie była idealna, pokrywała się w sporej części ze ścieżką pieszych, którzy w niedzielne popołudnie mozolnie wspinali się dookoła górki zamiast skorzystać ze schodów. Jednak wzajemna tolerancja oraz nasze zachowanie, które było nastawione na minimalizację agresji oraz unikanie wypadków sprawiało, że do tej pory funkcjonowaliśmy sobie w mniej lub bardziej udanej symbiozie.

Bartycka
Bartycka Bartycka
Moje małe prywatne archiwum z lat 2008-2010

Stan obecny

Nadszedł rok 2016 i na samej trasie sporo się pozmieniało. Nowe hopki, nowe linie (totalnie poza ścieżkami pieszymi!), sprawiały że miejsce to przeżywało mały renesans. Osobiście nigdy nie byłem zagorzałym fanem tego miejsca, ale lubiłem tu przyjeżdżać by poczuć trochę inny klimat od dirtów. Po części ze względu na racingowy styl toru, a po części, że była to jakaś mała namiastka gór i zjazdów. Sama trasa była dość długa, ponad minuta zjazdu na tak małej górce to świetny wynik. Do wyboru było kilka linii, więc jak nie chciałeś latać, a wolałeś postaczać się z góry na dół, to też znalazłeś tu mnóstwo frajdy. Z racji specyficznej „konstrukcji” gleby (głównie gruz i śmieci przysypane ziemią), była to również najdłużej działająca miejscówka w mieście – podczas gdy wszystkie inne były już dawno pod błotem czy śniegiem, to właśnie tutaj dało się jeździć. Można powiedzieć, że była to miejscówka całoroczna. Co więcej, z tego miejsca korzystaliśmy nie tylko my. Kopiec przy Bartyckiej był również częstym miejscem treningów sekcji XC Warszawskiego Klubu Kolarskiego czy osób prywatnych, dla każdego coś miłego.


Główna trasa w wykonaniu Mareczka, 23 kwiecień 2016

Niestety wraz ze wzmożonym rozwojem pojawiły się też nowe problemy. O ile do corocznych obchodów Powstania Warszawskiego byliśmy przyzwyczajeni, to dość mocno we znaki dawali się spacerowicze, a raczej ich ogromna ilość. Aż w końcu trafiła się pani z pieskiem, która za życiowy cel postawiła sobie zrównanie tego miejsca z ziemią. Pomijam fakt, że na wyprowadzanie pieska ma dookoła kilkanaście tysięcy metrów kwadratowych lepszych miejsc, ale tak to już bywa w tym kraju, że jak ktoś ma lepiej niż ty, to musisz zrobić tak by miał gorzej. Ta sytuacja sprawiła, że coś pękło i w końcu zebrała się wśród rowerzystów garstka osób, która postanowiła coś z tym zrobić i zakończyć problem na zawsze – zalegalizować tor! Przez te wszystkie lata zdawaliśmy sobie sprawę, że ten dzień w końcu kiedyś może nadejść, że tor zostanie zrównany z ziemią, a my nic nie będziemy mieli do powiedzenia. Dlatego też staraliśmy się dbać o to miejsce, sprzątać i pilnować by nie było wypadków czy awantur. Wiadomo, nikt nie jest idealny, ale nawet obecna co roku przez kilkadziesiąt dni Straż Miejska, która pilnuje powstańczego ognia, nie miała nic przeciwko nam i nie miała żadnych powodów do interwencji.

Bartycka
Bartycka była również świetnym miejscem na sesje zdjeciowe dla naszej redaktorki Justyny i naszej psiej gwiazdy, fot. Darek Nowak /2014

Dzięki dokumentom, do których udało mi się dotrzeć, trochę rozjaśniła mi się sytuacja w kwestii legalizacji toru. Warszawski Klub Kolarski, który podjął się reprezentowania rowerzystów korzystających z górki, wystąpił do władz dzielnicy, aby uregulować status toru oraz przedstawił szereg rozwiązań, dzięki którym górka stałaby się bardziej cywilizowana (uprzątnięcie śmieci, postawienie tablic informacyjnych, poszerzenie i odseparowanie ciągów pieszych itp). Inicjatywa ta została poparta przez Związek Kombatantów opiekujących się miejscem pamięci, a obowiązujący od 2000 roku plan zagospodarowania zakładał rewitalizację kopca. Została ona częściowo zrealizowana w 2004 roku, a na wizualizacjach była uwzględniona trasa rowerowa (domagali się jej również przedstawiciele dzielnicy). Po kilku spotkaniach oraz wizji lokalnej otrzymaliśmy pismo zwrotne, w którym zapowiedziano wprowadzenie całkowitego zakazu jazdy na rowerze na Kopcu!!! Tym samym nie dość, że jako odpowiedź na oddolną inicjatywę przesłana została odpowiedź odmowna, to w dodatku stołeczny ratusz przeszedł do ofensywy i postanowił zakazać w ogóle jazdy, aby w mojej opinii, szybko i bezboleśnie zakończyć sprawę. Co więcej, podczas spotkań nie było nawet słowa o możliwym zniszczeniu toru, które zostało wykonane w dniu 28 listopada

Bartycka
Bartycka Bartycka
Krajobraz dnia dzisiejszego, fot. Bartek Więckowski /Facebook.com

Co dalej?

Dla wielu osób nasz sport, to nie tylko pasja, ale również pewien styl życia. Niestety historia pokazała, że po raz kolejny musimy sobie znaleźć nowe miejsce do uprawiania naszej odmiany kolarstwa, ale także dowiedzieliśmy się, że trzeba walczyć o to co kochamy. W płaskiej jak stół Warszawie nie ma zbyt wielu miejsc, które nadawałby się choć trochę na tego typu aktywność, dlatego też Kopiec Powstania Warszawskiego był dla nas na wagę złota. Tym bardziej, że nie tylko my – grawitacyjni rowerzyści – byliśmy jego aktywnymi użytkownikami. Spotykali się tu rowerzyści wielu odmian kolarstwa i każdy znalazł coś dla siebie, zawodnicy i amatorzy, zapaleńcy i niedzielni użytkownicy. Mało tego, po ostatnich publikacjach medialnych zobaczyliśmy też, że ilość osób popierających nasze działania jest dużo większa niż tych, którzy woleliby tu postawić alejkę i ławkę (z której pewnie i tak nigdy nie skorzystają).

Bartycka
Mam nadzieję, że to nie jest moje ostatnie zdjęcie z tego miejsca..

Dla obecnej władzy rządzącej w dzielnicy zniszczenie tego miejsca było najprostszym i najszybszym rozwiązaniem problemu. Udawane próby dialogu i porozumienia się, pokazały że była to tylko zasłona dymna. Co więcej, władze dzielnicy po raz kolejny pokazały swoją ignorancję dla społecznych inicjatyw i zasłaniały się kolejnymi wymyślonymi argumentami. A to zrzucali winę na kombatantów, którzy nie chcieli rowerzystów w takim miejscu – a właśnie, że oni chcieli, ponieważ byli zadowoleni z tego, że młodzież spędzała tu czas i dbała na swój sposób o to miejsce. A to na plan zagospodarowania, który o dziwo nakreśla w tym miejscu ruch pieszo-rowerowy. I tak w koło Macieju. Ostatecznie tor został zniszczony, a my zastanawiamy się co dalej..

Linki