W kolarskim świecie zdania co do tego zawsze były podzielone, bo „przecież zimą nie da się jeździć po górach”, bo „jest zbyt dużo śniegu”, „panują zbyt niebezpieczne warunki”, albo ostatnio coraz częściej „roztrenowanie głupcze!”. No właśnie, zdań jest tyle, ilu jest kolarzy i nie ma się czemu dziwić, bo każdy z nas jest mikroświatem działającym według własnych doświadczeń, zasad, potrzeb, a także emocji. W takiej sytuacji moje doświadczenia, potrzeby, zasady i emocje mówią jednoznacznie – zima to świetny czas do górskiej jazdy!
O ile nadarzą się ku temu dobre warunki, bo faktycznie ze śniegiem nadającym się do jazdy rowerem jest tak, że jeśli nie masz do dyspozycji FatBike’a, śnieg musi mieć odpowiednią jakość (choć i grubasem po puchu też nie pojedziesz jeśli jest go zbyt dużo). Musi być twardy, najlepiej udeptany i lekko zmrożony – taki trochę twardszy sztruks. Z pewnością Eskimosi mają własną nazwę na taką konsystencję, ja nazywam ją po prostu dobrymi warunkami do górskiej, zimowej jazdy. I tak kiedy sypnie pierwszy śnieg i jest go od razu dużo, nie napalam się na najbliższy wolny weekend. Wolę chwilę zaczekać, by piesi turyści przedeptali szlak na tyle, by biały puch złapał wspomnianą wyżej konsystencję i jazda miała sens.
Kiedy warunki stają się w końcu odpowiednie pozostaje wybranie właściwego szlaku, najlepiej takiego, który jest stosunkowo popularny wśród pieszych, czyli będzie odpowiednio udeptany i odpowiednio szeroki. Na przykład (kilka przykładów) czerwony szlak z Rabki na Turbacz, niebieski szlak z Ponikwi/Tarnawy na Leskowiec, niebieski szlak z Naprawy na Luboń Wielki, czerwony z Przehyby na Radziejową, żółty z Rajczy na Rysiankę, zielony ze Skrzycznego na Malinowską Skałę i na Baranią Górę czy też Słowacką zimową perłę i żółty szlak z miejscowości Vysoke Tatry do Chaty pod Zielonym Plesem. Podałem tu klasyki klasyków, ale takich szlaków jest wiele, bardziej i mniej znanych. Generalnie na początek zimowej zabawy w górach z rowerem sugeruję wybór tych szerszych, dysponujących odpowiednią przestrzenią na skontrowanie nieoczekiwanego poślizgu. Zdecydowanie łatwiej jeździ się po szerokich szlakach niż wąskich 20-30cm ścieżynkach wydeptanych w śniegu, z których łatwo wyjechać przednim kołem poza udeptaną strefę w grząski puch, co w zdecydowanej większości przypadków kończy się lądowaniem poza szlakiem.
Zjazd z prędkością powyżej 60km/h i wyprzedzanie narciarzy na szlaku z Maciejowej zimą to żaden problem. Jednak nawet w najlepszych sprzyjających warunkach trzeba liczyć się z możliwością upadku w wyniku przejechania po wyślizganym kawałku śnieżnej ścieżki lub po lodzie – wspominam o tym by nie było zaskoczeń, ochraniacze do zjazdu zimą potrafią okazać się bezcenne! Zarówno te na kolana jak i na łokcie, więc pamiętając o tym, że śnieg potrafi być twardy postarajcie się o nich nie zapominać – jak ja miewam to w zwyczaju.
Zimowe opony z kolcami? Jak najbardziej wskazane choć nawet na uniwersalnych da się wyprzedzać narciarzy na szlaku zachowując kontrolę nad rowerem.
Chyba nie muszę wspominać o ciepłych ubraniach, dwóch parach rękawiczek (cienkich na podjazd i grubych na zjazd), ciepłym i długim kołnierzu, czapce pod kask, grubych skarpetach z merynosa, a najlepiej zimowych butach i stuptutach do nich (kiedy jest naprawdę dużo śniegu i trzeba grzęznąć gdzieś poza szlakiem) wspominać nie muszę? No nie muszę choć właśnie to zrobiłem – wybaczcie, ale może jest jeszcze ktoś na świecie kto nie wie, że w zimie trzeba się ubrać ciepło i najlepiej na „cebulkę” ;) Łatwiej w ten sposób kontrolować temperaturę, a tym samym potliwość naszego organizmu, a że nie ma nic bardziej niekomfortowego niż jazda na rowerze zimą w mokrych ubraniach – po prostu o tym piszę.
Nie zapomnijcie również o termosie z ciepłą herbatą i ewentualnym wkładem do niej ;) Bawcie się zimą w górach równie dobrze co latem, wszystkiego dobrego w nowym roku od redakcji 43RIDE i pamiętajcie że sezon MTB nie kończy się nigdy!