Sieć tras Singletrack Glacensis to ponad 200 km nowych ścieżek na terenie Ziemi Kłodzkiej. Wcześniej miałem okazję pojeździć po nich razem z żoną. Moje wrażenia możecie przeczytać w tym miejscu. Kolejnym etapem testowania tras był tzw. Flow Trip. Jest to całodniowa wyprawa, wspomagana transportem busami, skonstruowana w taki sposób, aby zaliczyć jak najwięcej najciekawszych zjazdów.
Flow Trip – założenia
Za projektem Singletrack Glacensis stoją ludzie odpowiedzialni za kompleks tras enduro w Srebrnej Górze. Jest to jedyna miejscówka w Polsce, w której aby wykorzystać potencjał zjazdowy tras, używane są tzw. tarpany, które wywożą rowerzystów do góry. Podobna idea przyświeca Flow Tripom. Mają one zapewnić jak najwięcej radości ludziom, którzy wolą jeździć w dół niż w górę. Na dodatek bus, który zapewnia transport na górę, pozwala też wybrać najciekawsze odcinki pętli, które rozrzucone są na pokaźnym obszarze Ziemi Kłodzkiej. Nie ma tu ustalonej jednej konkretnej trasy. Plan ustalany na bieżąco i dopasowywany do zachcianek i możliwości grupy. Za wyborem najciekawszych odcinków tras stoi, nie kto inny jak, główni pomysłodawcy samych ścieżek, którzy jednocześnie je nadzorują i znają każdy wariant na wylot.
Nasz Flow Trip
Zbiórka o godzinie 8.30 w centrum kompleksu Tras Enduro w Srebrnej Górze. Ja nocowałem w Willi Hubertus, która znajduje się powyżej, więc na rozgrzewkę zjechałem do punktu zbiórki trasą C. Na nasz Flow Trip przyjechali przedstawiciele prasy rowerowej oraz rowerowej blogosfery. Uniwersalny charakter tras Singletrack Glacensis dobrze obrazował pełen przekrój sprzętów na jakim stawili się uczestnicy. Był tu praktycznie każdy typ roweru – od graveli, przez sztywne XC, sztywne all mountain, zawieszone maszyny Trailowe i Enduro, aż po fulle wspomagane elektrycznie. Z racji różnych środowisk rowerowych i odmiennych stylów jazdy, zapadła decyzja, że na rozgrzewkę jedziemy na pętlę Jagodna i ją wyjątkowo zrobimy całą, czyli szczyt również zdobędziemy na rowerach. Później już miało być tylko z górki.
Jagodna
Dojazd busami zajął nam prawie godzinę. Szybkie ogarnięcie rowerów i ruszamy do góry. Pogoda nie była idealna. Ale na szczęście nie padało. Humory dopisywały, a na podjeździe bardziej „krosiarska” część ekipy narzuciła konkretne tempo. Tę pętle pokonałem już wcześniej, więc wiedziałem, czego się spodziewać. Natomiast nie spodziewałem się, że nie wytrzyma tego mój damper, który postanowił się zapaść na końcówce podjazdu. No cóż, nie poszalałem zbytnio na zjeździe. Ale mimo problemów technicznych tę trasę i tak wspominam przyjemnie. Zjazdowa część Jagodnej jest nieco interwałowa i czasem trzeba trochę dokręcić. Miejscami bardzo przyjemnie się wije, a niektóre muldy pozwalają poodrywać się odrobinę od ziemi. Dobry flow tylko chwilami psują, moim zdaniem, przyciasne bandy i mój zepsuty damper… Na szczęście na przyczepie jechał z nami zapasowy rower, więc to nie był koniec Flow Tripu dla mnie. Ekipa do busów i lecimy na kolejną pętlę.
Międzylesie
Po chwili dojeżdżamy do pętli Międzylesie, gdzie czeka nas tylko bardzo krótki odcinek na rowerach do góry, a potem już tylko przyjemny zjazd. Przewodnicy martwią się trochę o stan tras, ponieważ w ostatnim czasie przez region przetoczyły się gigantyczne ulewy. Ostrzegają więc, że może być „wilgotno”. Ja dostaje zapasowy rower, czyli sztywniaka Kellysa w rozmiarze S. Szybko okazało się, że to dużo lepszy wybór na dobry fun na trasie, niż moje nawet w pełni działające enduro. Łatwiej się rozpędzić, można też lepiej dopompować na niektórych muldach. W zakrętach też jest bardzo przyjemnie. Częściowo to zasługa zwinnego roweru, ale w większości samej trasy, która jest świetnie poprowadzona. Odcinek zjazdowy łagodnie trawersuje zbocze. Ale co ważne, nie ma tu miejsc, w których bezsensu wytraca się prędkość. Bardzo szybko można złapać dobry flow i dobrze bawić się nawet na tak łagodnym zjeździe. Spływająca w ogromnych ilościach woda poczyniła lekkie szkody. Jednak główna trasa uchowała się w bardzo dobrym stanie. Zadowoleni pakujemy się do busów i jedziemy dalej.
Jodłów
Tą pętle znałem też z wcześniejszej wizyty i wiedziałem, że zaczyna się ciekawym zjazdem, który przy wyższej prędkości staje się niezłym wyzwaniem. Na małym, pożyczonym sztywniaku złapałem się za człowiekiem legendą polskiego racingo-Freeride’u, czyli Piotrem Szwedem Szwedowskim. Trasa znowu jest gładka i wcale nie jest stroma, ale na tyle zakręcona, że potrafi dostarczyć całkiem dużo emocji. Niektóre z zakrętów znów wydają się przyciasne, a bandy trochę za niskie. Ale raczej nie były projektowane do latania tam z takimi prędkościami. Początkowy zjazd przechodzi w odcinki bardziej interwałowe, by dojechać do kilku najlepszych band o 180 stopni. Następnie kilka potoków i drewnianych mostków. Dalej wyjeżdżamy na skraj lasu, gdzie pojawiają się piękne widoki na Kotlinę Kłodzką. W większości grupy odzywa się dusza fotoreportera i rozpraszamy się szukając najładniejszych kadrów. Tu, aby dotrzeć do busa musimy się nieco wspiąć z powrotem, ale trasa wiedzie przez niesamowicie widokowe i ukwiecone łąki. Na szczęście ostatni, najbardziej stromy podjazd po asfalcie pokonujemy już flow tripowymi busami i lecimy dalej na…
Obiad
Wyprawa w formie Flow Trip to cały dzień jazdy od 8:30 do 18, albo i później. Dlatego w ciągu dnia konieczna jest przerwa na obiad. Gdzie i za ile, to już jest ustalane przy konkretnych wyprawach. Głównym założeniem jest jednak korzystanie z obiektów certyfikowanych, które spełniają szereg wymogów i potrafią najlepiej uprzyjemnić życie rowerzystom. Dobrze jest pamiętać o tym, że obiekty te wspierają sieć Singletrack Glacensis, więc uczestnicy mogą też wesprzeć właśnie te obiekty. My zajechaliśmy do Karczmy Czarna Góra, gdzie czekał na nas konkretny dwudaniowy obiad. Niestety przez prasowe fotosesje trochę rozjechał nam się założony wcześniej plan i mogliśmy odwiedzić jeszcze jedną trasę.
Trojak
O tej pętli, która znajduje się w okolicy Lądka Zdroju, już wcześniej słyszałem sporo dobrego, ale nie miałem okazji jeszcze jej objechać. Przewodnicy byli na tyle pewni, że nam się spodoba, że z założenia mieliśmy ją pokonać dwa razy. Flow Trip na tej konkretnej trasie sprawdza się o tyle dobrze, że od początku, do końca jedziemy rzeczywiście tylko w dół. Tu więc znów złapałem się za mocnymi zawodnikami. Muszę przyznać, że można tutaj poczuć ten tytułowy flow. Trasa, jak każda inna w Singletrack Glacensis, ma łagodne nachylenie, ale dzięki wygładzeniu ścieżki i dobrze pomyślanym przeszkodom, jak już osiągniemy odpowiednią prędkość, to przez bardzo długi czas po prostu bawimy się jazdą w dół. Nie ma tu elementów, które nas wyhamowują. Dodatkowo, na trasie jest też kilka atrakcji w formie przejazdu po dużych głazach, albo po długiej kładce. Znajdziemy też muldy oraz małe, łagodne stoliki, na których można się bezpiecznie oderwać od ziemi. Pełny przejazd odcinkiem zjazdowym pętli Trojak, który płynnie przechodzi w zjazd pętli Zdrój, to prawie 5 km płynnego zjazdu. Po drodze nie ma miejsca na nudę i cały czas coś się dzieje. Niestety trasy nie oszczędziły ostatnie ulewy i w kilku miejscach masy spływającej z gór wody narobiły trochę szkód. Wiem jednak, że już prowadzone są prace, które mają przywrócić trasę do jak najlepszej kondycji.
Po zjeździe, zgodnie z założeniami organizatorów, zapadła jednogłośna decyzja, że jedziemy tę trasę jeszcze raz i chwilę później byliśmy znów na jej starcie. Tym razem jednak najpierw odwiedziliśmy punkt widokowy, który znajduje się powyżej, na skale. Warto się tam wdrapać, choć raczej trzeba wnieść rower niż na nim wjechać. Z góry, pomimo dynamicznej pogody, widoki były fenomenalne. Mogliśmy podziwiać większość terenów Ziemi Kłodzkiej, Góry Stołowe, a w oddali majaczyła nawet sylwetka Śnieżki. Glacensis pod sam szczyt (jeszcze) nie dociera, więc do punktu startu mieliśmy naturalny odcinek enduro po kamieniach i korzeniach. Następnie poznany już wcześniej przyjemny, prawie 10 minutowy zjazd prosto do Lądka Zdroju, gdzie spakowaliśmy się do busów i ruszyliśmy z powrotem do Srebrnej Góry.
Flow trip – moje wrażenia
Muszę przyznać, że początkowo idea uczestniczenia we Flow Tripie nie do końca mnie przekonywała. Część z planowanych pętli miałem już przejechanych, a poza tym, jak już wybieram się góry, to najczęściej zaszywam się w bike parkach. Ostatecznie jednak cieszę się, że zdecydowałem się wziąć udział w tej wyprawie. Zdecydowanie nie było to dla mnie nic ekstremalnego, czy trudnego, ale tak czy inaczej zabawa była naprawdę dobra. Taka forma wyjazdu zmieniła też nieco moje podejście do tras Singletrack Glacensis, które wcześniej uważałem jako typowo familijne/wycieczkowe. Mając świadomość, że trasy robimy głównie w dół, a potem czeka na nas bus, który wywiezie nas znów do góry, na zjazdach nie oszczędzałem sił, Wtedy na każdym z nich można naprawdę się wyszaleć. Żaden z odcinków nie był nudny i myślę, iż każdy z uczestników, pomimo różnych rowerów i różnego podejścia do jazdy, spędził naprawdę miły dzień w górach. No a przecież o to właśnie chodzi! W sumie na rowerach pokonaliśmy ok. 45 km. W krótkim czasie odwiedziliśmy kilka pętli, które znacząco różnią się od siebie terenem i charakterem. Organizacja była bardzo sprawna i bezproblemowa. W sumie było nas 13 jeżdżących osób rozlokowanych w dwóch busach. Nie było żadnych dłuższych przestojów, a ekipa bardzo sprawnie za każdym razem odbierała od nas rowery i wydawała je na kolejny zjazd. Transfery busami dawały chwilę, aby odetchnąć przed kolejnymi trasami. Przewodnicy, którzy znają na wylot całą okolicę chętnie dzielili się różnymi ciekawostkami, nie tylko rowerowymi. Ogólnie Flow Trip jest to jedyna w swoim rodzaju wyprawa, dzięki której można i przyjemnie pojeździć, i zwiedzić kawał ciekawej okolicy.
Flow Trip – kwestie techniczno-organizacyjne
Flow Tripy najczęściej odbywają się w letnie weekendy, w zależności od liczby chętnych. Standardowo startują z bazy tras enduro w Srebrnej Górze i trwają cały dzień. My przejechaliśmy 4 różne pętle, z czego Trojak pokonaliśmy dwukrotnie. W ciągu dnia pokonaliśmy na rowerach ok. 45 km. Ale najambitniejsze grupy potrafią zrobić np. 7 zjazdów na różnych pętlach i spokojnie dobić do 55 km jazdy. Jeśli masz swoją ekipę, z którą chciałbyś stworzyć taki trip, to wszystkie kwestie typu gdzie, co i jak, są do ustalenia z organizatorami. Nawet jeśli masz swoje typy, jeśli chodzi pętle, to i tak warto je skonsultować z lokalną ekipą, która po prostu zna te trasy i na bieżąco wie co się na nich dzieje. Zwłaszcza, że oni też potrafią dostrzec minusy niektórych z nich i nie będą ukrywać, że jedne pętle są po prostu lepsze od innych. Widziałem też już ogłoszenia, że niektórzy robią własnymi busami takie prywatne tripy po pętlach Glacensis i oczywiście wszyscy mogą korzystać z tras do woli. Warto jednak wspomnieć o tym, że ekipa od tych właściwych Flow Tripów, to też ludzie którzy zajmują się utrzymywaniem tras i w pełni legalnie mogą korzystać z dróg leśnych. A tylko one prowadzą na szczyt niektórych pętli. Dzięki temu przez większość czasu faktycznie rowerem jedziemy w dół. Reszta samochodów z rowerzystami musi trzymać się dróg publicznych i respektować zakazy wjazdu do lasu. Poza tym, korzystanie z tras jest oczywiście darmowe, ale naprawdę warto korzystać z punktów certyfikowanych, oraz z oficjalnych wyjazdów, ponieważ wtedy również Ty dokładasz cegiełkę dającą środki na chociażby utrzymanie ścieżek w jak najlepszym stanie. Wszystkie konkretne informacje, ceny, oraz zapisy dostępne są na stronie Singletrack Glacensis.
Flow Trip – Podsumowanie
Podsumowując, jeśli wyeliminujemy podjazdy z tras Singletrack Glacensis, to otrzymujemy bardzo przyjemne zjazdy w różnych zakątkach Ziemi Kłodzkiej. Z pewnością trasy przypadną do gustu bardziej początkującym rowerzystom z zacięciem zjazdowym, a ciekawe elementy na trasach pomogą oswoić się z przeszkodami, które później napotkają w bike parkach. Ci bardziej doświadczeni też raczej nie będą narzekać na nudę. Jak się pojedzie szybciej, to z łagodnie wijących się tras familijnych single stają się niezłym wyzwaniem. Dzięki wygodnej opcji transportu, można nawet jednego dnia odwiedzić różne pętle, co też pomaga w nieco szerszym spojrzeniu na cały projekt, jakim jest Glacensis. Pomimo mojego początkowego „umiarkowanego optymizmu”, teraz mogę stwierdzić, że w żadnym wypadku nie był to dzień stracony. I w przyszłości chętnie powtórzę taką formę jazdy po Singletracku Glacensis. Szczególnie, że nadal kilka pętli jest w budowie. A widać też ewidentnie, że im trasy są nowsze, tym bardziej dopracowane i przyjemniejsze do jazdy.
O Singletrack Glacensis
Oficjalna strona: singletrackglacensis.com
Media: facebook