Czy mistrzów downhillu lub finalistów Rampage można wyhodować w Ministerstwie Sportu i Turystyki? A olimpijczyka zamówić w specjalnej fabryce za pieniądze zwiększające jedynie dziurę budżetową naszego kraju? Takie cuda są możliwe chyba tylko w Korei Północnej, Chinach czy Rosji. Tylko dlaczego jeszcze żaden Koreańczyk czy Chińczyk nie wygrał choćby Pucharu Świata w DH?

Szymoszkowa "CRUELLA", najlepsza polska trasa FR. W dzisiejszych czasach 7-metrowy gap z drewnianą rampą bez objazdu byłby nie do pomyślenia dla specjalistów od BHP.
Nieistniejąca od prawie 10 lat Szymoszkowa „CRUELLA”, najlepsza polska trasa FR? W dzisiejszych czasach 7-metrowy gap z drewnianą rampą bez objazdu byłby nie do pomyślenia dla specjalistów od BHP.

Z dumą muszę Wam wyznać, że łączy mnie coś wspólnego ze Sławkiem Łukasikiem – obaj jesteśmy dziećmi Trupiego Lasu.

Większość z Was zapewne nie ma bladego pojęcia co to za dziwne miejsce, w dodatku zalatujące „trupem”  – pomyślicie sobie jeszcze, że może chodzi o jakieś rowerowe Halloween, ale nic z tych rzeczy. Podkrakowski Trupi Las to typowa rowerowa samoróbka z hopkami, dropami czy gapami, w której linie przejazdów przeplatają się i krzyżują ze sobą. Ot, miejscówka jakich wiele na całym świecie (czy Polsce), stworzona i rozwijana od kilkunastu lat przez prawdziwego pasjonata (dzięki Rav – jesteś WIELKI!) i wspólnie przez wielu innych riderów budowana, przerabiana i nieustannie udoskonalana. Jest jeden szczegół, który może odróżnia nasz las od innych miejscówek – jesteśmy tam ‘na legalu’. My, wspólnota riderów złączonych miejscem gdzie lubimy jeździć i oddychać adrenaliną, jesteśmy reprezentowani przez Ojca-założyciela i jeździmy legalnie za zgodą prywatnego właściciela lasu. Pozostaje nam jedynie zebrać odpowiednią kwotę na roczną opłatę za użytkowanie terenu – co jest okazją do organizowania cyklicznych zawodów pod nazwą „Trupia Puszka”. Zresztą Sławek – przywołany na wstępie artykułu – zawsze bierze w nich gościnny udział, co nie jest niczym zaskakującym, wszak rowerowo wychowywał się w „Trupie”, z biegiem lat przeistaczając się z nieśmiałego dzieciaka zafascynowanego dalekimi lotami i trikami, w utytułowanego mistrza zjazdu.

Trupi Las A.D. 2002. Początkowo ekipa była skromna - 1 łopata, nieletnie dziecko, dwóch leni, unikający pracy fotograf i budowniczy tras bez certyfikatu i uprawnień...
Trupi Las A.D. 2002. Początkowo ekipa była skromna – 1 łopata, nieletnie dziecko, dwóch leni, unikający pracy fotograf i budowniczy tras bez certyfikatu i uprawnień…

Pewnie każdy z Was zna podobne miejsce – lokalny spocik, dirt, traskę, gdzie można poćwiczyć jazdę i skakanie, spotkać się z kumplami, może nawet zapalić ognisko i trochę poimprezować (błagam, pamiętajcie o zabraniu potem śmieci ze sobą!). Waszą ulubioną miejscówkę do jazdy zbudował ktoś – podobnie jak wy –  trawiony ogniem pasji, poświęcając wiele czasu na zbudowanie wybić i lądowań, band, zakrętów i transferów. Czasem – jeśli macie pecha – nadchodzi nieuniknione, przyjeżdżają koparki i na rozkaz jakiegoś urzędnika (najczęściej wykonującego polecenie służbowe swojego bezdusznego i nic-nie-wiedzącego-o-potrzebach-innych-obywateli Dyrektora Ważnej Publicznej Instytucji) niszcząc wszystko, co tworzyliście miesiącami lub latami. W jeden dzień.

Wąsaty leśniczy może się wkurzyć na wasze gigantyczne hopki i jeszcze większe dziury w ziemi za nimi (wcale mu się nie dziwię), bo wszystko zbudowaliście na środku uczęszczanego szlaku turystycznego w pobliskim lesie – tylko czekać, aż jakaś dziarska staruszka chodząca z kijkami do nordic-walking złamie sobie nogę lub biodro. Pozostanie Wam – albo pogodzić się ze stratą miejscówki, budować od nowa jak Syzyf, licząc się z podobnymi konsekwencjami – albo spróbować porozumieć z groźnym szeryfem lasu, który prywatnie może okazać się całkiem sympatycznym człowiekiem. Porozmawiajcie z nim, może zyskacie jego przychylność i uda Wam się wspólnie znaleźć miejsce na niezbyt legalną trasę rowerową.

Nie wierzycie, że to możliwe? Każdy jeżdżący na rowerze Krakus zna Las Wolski, gdzie jak mówi legenda, jest grubo ponad 100(!) kilometrów ścieżek, singli, szlaków pieszych i spacerowych alejek. Wielbiciele zabaw z grawitacją na pewno znają kultową trasę „Łopata” (nazwa od łopaty noszonej zawsze na ramieniu przez inicjatora i budowniczego trasy – Sławka „Kreta”). Ta – nigdy formalnie nie zalegalizowana samoróbka – istnieje nieprzerwanie od bez mała 18 lat, rozgrywano na niej nawet oficjalne zawody DH w zamierzchłych, pionierskich czasach polskiego MTB. Trasa wielokrotnie zmieniała swój przebieg, była niszczona i odbudowywana, hopki i gapy rosną z roku na rok, przybywa nowych odcinków a na jej kształt wpływ miało wiele osób mozolnie przerzucających ziemię łopatami. Mimo, że jej założyciel niestety odszedł od nas na zawsze, trasa istnieje – również dzięki niepisanemu paktowi, „sztamie” trzymanej z życzliwym leśniczym. Niedawno zaczęły powstawać też oficjalne enduro-single, dzięki lokalnemu oddziałowi stowarzyszenia POMBA, na razie długość tych legalnych ścieżek nie jest jeszcze imponująca, a charakter ich poprowadzenia w terenie nie daje możliwości osiągnięcia ani prędkości ani flow-u jaki można znaleźć na innych trasach. Niemniej, trzymam mocno kciuki za ich rozwój, bo każda rowerowa inicjatywa jest w naszym kraju na wagę złota.

Dekretem i na rozkaz, nawet największej armii urzędników (i za pieniądze godne fortuny Warren’a Buffet’a),  nie uda się zbudować fajnej rowerowej miejscówki, z dbającą o nią malutką społecznością rowerzystów. Mimo wynajęcia zręcznych i doświadczonych ekip budowniczych tras, ich rzemieślniczo-solidne ścieżki rowerowe nigdy nie będą w stanie dorównać fantazją powstającym w gorączce tworzenia samoróbkom. Nie pozwolą na to kompromisy w projektowaniu, urzędnicza biurokracja, przesadna troska o bezpieczeństwo i potrzeba dotarcia z gotowym „produktem” do szerokiej masy odbiorców – rowerzystów o różnych umiejętnościach i potrzebach. Cóż, nawet najpiękniejsza Škoda Octavia nigdy nie będzie jak Ferrari F40.

Trupia Puszka 2015. Wbrew pozorom to nie żaden pro, tylko 12-letni "skrzat" Igor Wypiór. Foto: Jacek "Słonik" Kaczmarczyk, www.jacekslonik.pl
Trupia Puszka 2015. Wbrew pozorom to nie żaden pros, tylko 12-letni „skrzat” Igor Wypiór. Foto: Jacek „Słonik” Kaczmarczyk, www.jacekslonik.pl

W większości miejsc, gdzie powstają ostatnio trasy rowerowe, czy te za pieniądze z budżetów gmin i miast (np. Rychleby, Bielsko-Biała) czy wspierane przez sponsorów i darczyńców (Srebrna Góra, Ślęża), wcześniej istniały lokalne trasy, budowane przez pasjonatów. Przecież nawet kolebka nowoczesnego rowerowego freeride’u – North Shore w kanadyjskim Vancouver – powstała jako samoróbka i nielegal. Tamtejsze kultowe trasy znane z serii Kranked, NWD czy NSX, początkowo były wielokrotnie niszczone przez państwowe służby,  by po wielu latach doczekać się oficjalnego wsparcia urzędników. Wszystko to stało się dzięki konsolidacji tamtejszego środowiska rowerowego, wspieranego przez prężnie działające stowarzyszenia.

Wróćmy jednak do Polski… Tylko najstarsi górale pamiętają, że kultowa Cruella na stokach Szymoszkowej była swego czasu najlepszą trasą FR w Polsce, chętnie odwiedzaną nie tylko przez lokalesów. Jej współtwórcą był Szymon Tasz, wcześniej utytułowany zawodnik narciarstwa z Zakopanego. Bez doświadczeń zdobytych przy jej budowaniu, łatwo można sobie wyobrazić że nie byłoby później udanych zjazdowych tras Harendy czy Jurgowa. Częstym gościem na Szymoszkowej (znanej z wcześniejszej edycji Poland Nokia Downhill Cup) był m.in. Siara, były Mistrz Polski, wielki animator sceny rowerowej pod szyldem Joy Ride. Bez takich ludzi, grawitacyjne rowerowe życie Podhala zamarłoby na całe wieki jak śpiący rycerze spod Giewontu. Obecnie rejon Zakopanego dynamicznie się rozwija, znany jest nie tylko zjazdowcom, ale również miłośnikom enduro. Butorowe Single, którymi opiekuje się Stowarzyszenie Rowerowe Podhale (ma w tym swój udział czołowy zawodnik sceny enduro Mariusz Bryja), szybko zdobyły renomę, a powstały przecież jako samoróbki. Wydaje się, że wszystkie te inicjatywy otworzyły możliwości do realizacji obecnego projektu powstania oficjalnych tras rowerowych na terenach Tatrzańskiego Parku Narodowego, które będą skierowane do szerszej grupy rowerzystów.

W innym zakątku Małopolski powstała 12 lat temu genialna frirajdowa samoróbka o nazwie „Monk Shore”. Inspirowana kanadyjskimi trasami, zbudowana na mrocznych północnych stokach Góry Żar w malutkiej Kalwarii Zebrzydowskiej, dała prawdopodobnie początek prawdziwej eksplozji tamtejszego środowiska rowerowego, co wiele lat później zaowocowało sukcesami tak utytułowanych zawodników jak Wojtek Czermak (Mistrz Polski DH) czy Staszek Kruk. W tym samym małym miasteczku, znanym głównie z centrum pielgrzymkowego, pasjonat i budowniczy tras Artur Tokarski zaprojektował i zdobył fundusze na budowę oficjalnego miejskiego pumptracka, który stał się miejscem spotkań młodzieży oraz corocznego wielkiego letniego festiwalu rowerowo-muzycznego Kalwaria Summer Fest. Po kilku latach od powstania pierwszych tego typu obiektów, pumptrackomania dociera teraz praktycznie w każdy zakątek naszego kraju!

Widok na mapę tras rowerowych w okolicach Bielska-Białej w aplikacji TRAILFORKS. www.trailforks.com
Widok na mapę tras rowerowych w okolicach Bielska-Białej w aplikacji TRAILFORKS. www.trailforks.com

Spójrzcie kiedyś z oddali na mapę tras w rejonie Bielska-Białej, np. za pomocą aplikacji Trailforks. Ze zdziwieniem zauważycie, że oprócz oficjalnych i niedawno zbudowanych za pieniądze z budżetu obywatelskiego enduro-ścieżek z Twisterem na czele, pełno jest dookoła innych, nieoficjalnych tras o dziwnie brzmiących nazwach. Wszystkie zbudowane z wielkim zaangażowaniem przez rowerowych freak’ów, powstały na wymagającym, trudnym terenie i dają uczucie prawdziwej jazdy w górach, choć są położone wśród pagórków bielskiej aglomeracji. Nic dziwnego, że najlepsi zawodnicy chętnie tam jeżdżą, wiele z nich jest ciekawszych i dużo bardziej wymagających technicznie niż kompleks Enduro Trails. Miejmy nadzieję, że projektowana z rozmachem rozbudowa oficjalnej sieci bielskich ścieżek nie zagrozi okolicznym samoróbkom i nie doprowadzi do zamknięcia tych tras, byłaby to niepowetowana strata.

Chwała wszystkim tym, którzy podjęli niesamowity trud połączenia pomysłu legalizacji tras i budowania nowych z błogosławieństwem władz miast i gmin, walcząc z urzędniczą biurokracją i kompromisami jakie są w tej sytuacji nieuchronne. Nie zapominajmy jednak o budowniczych tych wszystkich samoróbek i nielegali, bez których nie mielibyśmy gdzie jeździć na codzień, bo zanim powstanie jedna oficjalna rowerowa miejscówka, sto innych już od dawna daje radość riderom o różnych umiejętnościach w każdym zakątku świata.

Widziałem w życiu jak wiele świetnych miejscówek odchodzi w nicość, przetrwały tylko nieliczne. Pozostałości tych dawno opuszczonych, niszczejące gdzieś między zbutwiałymi pniakami a paprociami, pozostawiły po sobie zalążek nowego życia. Rowerowy boom rozlewa się po Polsce, również w postaci niezliczonej ilości tras rowerowych. Oficjalnych, sponsorowanych, ale i tych nielegalnych. Lawinowo powstają dirty, eF-eRki, strome ścianki, czy enduro ścieżki. Dzięki nim, przyszły – pochodzący z Polski – mistrz zjazdu, mistrz olimpijski czy zwycięzca Rampage ma szanse ćwiczyć i cieszyć się jazdą na rowerze.

Łopaty w ziemię! Do dzieła!

Tłum riderów na zawodach Trupa Puszka 2015, był profesjonalny pomiar czasu, różne kategorie wiekowe od skrzatów po mastersów. Foto: Jacek "Słonik" Kaczmarczyk, www.jacekslonik.pl
Tłum riderów na zawodach Trupia Puszka 2015, był profesjonalny pomiar czasu, różne kategorie wiekowe od skrzatów po mastersów. Foto: Jacek „Słonik” Kaczmarczyk, www.jacekslonik.pl