Całe to enduro zawsze było dla mnie eksploracją, jeżdżeniem palcem po mapie, przekuwanym później w epicki dzień na rowerze i odkrywaniem nowych czarnych diamentów (mam nadzieję, że namiastkę tego udało się uchwycić organizując Dukielską Wyrypę). Czymś naturalnym było poznanie dawno temu, czym jest Główny Szlak Beskidzki. W czasach prehistorycznych z podziwem czytałem na forach relacje ludzi, którym udało się przejechać go na rowerze. Zasiało to we mnie bakcyla i pewność, że kiedyś to zrobię – po swojemu. Wiele lat później zajarałem się też spaniem na dziko, czy tam bushcraftem, jak kto woli. Dodając dwa do dwóch i ciężki okres w moim życiu postanowiłem rzucić wszystko i pojechać w… w Beskidy, samemu i z hamakiem. Jeśli jesteś ciekaw jak to wyglądało, zapraszam do dalszej części tekstu.

Główny Szlak Beskidzki - solo i na dziko
Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko

Dla niewtajemniczonych – GSB to najdłuższy szlak w Polsce. Biegnie przez wszystkie pasma Beskidów z Ustronia do Wołosatego i różne źródła różnie podają jego długość. Mi wyszło dokładnie 543,9 km długości i 22,143 km przewyższeń. Nastawiony byłem na zjazdy i brak spiny – udało się w 100%.

Ziber

Dzień 1 – Beskid Śląski

Z Ustronia wyruszam w sobotę 12 sierpnia, po nocy na polu namiotowym. Na początek odwiedzam dworzec PKP w poszukiwaniu początku szlaku i przystępnym podjazdem ruszam na Równicę. Szybko zmienia się on w najeżoną kamieniami ścianę płaczu dającą mi przedsmak następnych dni. Większość zjazdów na GSB była dla mnie wielką niewiadomą, 3/4 leciałem pierwszy raz. Ale jestem w Beskidzie Śląskim, chyba najlepszym rejonie w PL do korzystania z grawitacji: Bielsko, Szczyrk, Wisła, wszystko na wyciągnięcie ręki.

Śląski poza ww. jest też (dla mnie) 100% nie podjeżdżalny i zawsze w końcu zaczynała się pionowa ściana wymagająca niesienia roweru na plecach. Przynajmniej potem zjazdy to wynagradzają. Pierwszym z nich był odcinek z Równicy do Czantorii – trasa długa, szybka i płynna, ale najeżona kamieniami w ilościach ogromnych. Taki włoski niebieski.

Główny Szlak Beskidzki - solo i na dziko
Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko / Początek

Przy Czantorii mijam milion ludzi w kolejce do wyciągu i w 35-stopniowym upale z radością dreptam na górę szlakiem przez polanę. Po drodze poznaję dobrych ludzi (pozdro!), więc jest sympatycznie. W końcu zaczyna się droga w dół – jest stromiej, są ścianki i zdecydowanie więcej kamieni. Jest też krócej i nie tracę dużo wysokości, co pozwala sprawnie dostać się na Soszów. Miejsce, gdzie z zawiścią patrzę na riderów w nowym Bike Parku. A zaraz obok przy szczycie, jest klimatyczne schronisko z polem namiotowym. Schronisko z Bike Parkiem obok, lubię to.

Główny Szlak Beskidzki - solo i na dziko
Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko / W drodze

Dalej zjeżdżam widokowym szutrem z lokalsem pod Stożek, mijam kolejny Bike Park i wdrapuję się na szczyt. Widać już Babią Górę, przed którą czuję mega respekt i jeszcze wtedy nie mam pomysłu jak ją ugryzę. I teraz zaczyna się najlepsza część dnia – zjazd ze Stożka w kierunku Kubalonki. Jeden z lepszych naturali jakie w życiu jechałem i zdecydowanie bardziej czerwień na skali trudności. Tylko dużo ludzi wymusiło kilka zatrzymań. Nie mniej jest enduro, jaram się do dzisiaj, 10/10, wrócę.

Z Kubalonki na Stecówkę trasa robi się mocno interwałowa, zaczyna się też gęsty las, który przypomina mi, że jest późno, a ja muszę poszukać miejsca na nocleg. W pewnym miejscu na mapie jest milion strumyków, a w rzeczywistości szlak zmienia się w bagno. Chciałem się rozbijać w miarę blisko wody, ale nie takiej, więc na przypale cisnę dalej z nadzieją, że coś się znajdzie. Miłą odmianą było to, że wszystko w siodle, a i krótkie zjazdy były całkiem fajne. W pewnym momencie, w środku lasu spotykam Kornelię, samotnie wędrującą nauczycielkę religii – pozdrowienia, jeśli to jakimś cudem przeczytasz. I tak sobie idziemy przez to bagno, aż moim oczom ukazuje się sucha polana oddzielona od szlaku dość sporymi krzakami, więc idę spędzić pierwszą w życiu solo nockę w lesie.

Wiele razy spałem w lesie, ale nigdy sam, atmosfera jest wyjątkowa, sarny przechodzą 10 metrów ode mnie patrząc jak na swojego/debila, a i widok mam piękny. Nie czuję strachu, ale staram się robić swoje a nie rozkminiać o tych wszystkich wilkach i niedźwiedziach dookoła :D

Hamaczek rozłożony, herbatka zrobiona, odpalam telefon, żeby odpisać na wiadomości. Większość tripa telefon miałem w trybie samolotowym, bo jedynym moim zasilaniem był powerbank 20000mAh i oszczędzałem prąd. Cykają świerszcze, gwiazdy świecą jasno, a te dziwne szmery w krzakach są daleko. Delektuję się widokiem i atmosferą, w końcu zasypiam jak dziecko, chociaż przyznaję, że z gazem pod ręką. Obudziłem się o 11 w południe :) 

Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko / Pobudka na szlaku

Podsumowując dzień 1: 38,11km, 1705 up; Ustroń – Równica – Czantoria – Soszów – Stożek – Kiczory – Kubalonka – gdzieś przed Stecówką. Zjazd ze Stożka sztos, z Równicy można przy okazji.


Dzień 2 – Beskid Śląski/Żywiecki

Wyspany jak nigdy ruszam na szlak. Niestety po śniadaniu i kawie okazuje się, że skończyła mi się woda. Na szczęście dość szybko dojeżdżam do „schroniska” Przysłop. Schroniska w cudzysłowie, bo jest ono wielkości porządnego hotelu i wypchane ludźmi po brzegi – nie lubię takiego klimatu. Doładowuję telefon prądem, siebie jedzeniem, tankuję wodę i uciekam na Baranią Górę. Dość wolno, bo podejście jest klasycznym dla tego regionu kamiennym w*^&%$#@m, choć wynagradzanym widokami na Małą Fatrę.

Główny Szlak Beskidzki - solo i na dziko
Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko / Drugi dzień na szlaku

W końcu się wypłaszcza i da się jechać, chwilę później zdobywam szczyt. Na horyzoncie pojawiają się Tatry, Jezioro Żywieckie i nieuchronna Babia Góra. A ja zaczynam zjazd, niestety pośród całych pielgrzymek turystów. Fragmentami jest to spokojnie black diamond, spore kamienie na dużym nachyleniu. Do tego jest dość długi i płynnie przechodzi w epicki singielek na Magurę Wiślańską. Widok urywa głowę, ciężko jechać w skupieniu. Polecanko!

Patrząc na zmianę na trasę i widoczek dojeżdżam do Hali Radziechowskiej, skąd czeka mnie zjazd prosto do Węgierskiej Górki – końca Beskidu Śląskiego. Łącznie od szczytu Baraniej Góry jest tam z godzina dość wymagającej jazdy – głównie w dół, czuć ręce. A na końcu wita rzeka Soła, do której w nagrodę wskakuję tak jak stoję.

Główny Szlak Beskidzki - solo i na dziko
Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko / Chwile przed spankiem

Odwiedzam też muzeum Westerplatte Południa, potem obiad, piwko i ruszam w Beskid Żywiecki, drugi wysokościowo po Tatrach region w PL. Od razu widać różnicę w porównaniu ze Śląskim. Tam „podjazdy” były krótkie i konkretne – godzinny wypych/wnos i finito.

Tu są mniej strome i mniej kamieniste, za to 3x dłuższe. Więcej zjazdów tego dnia nie ma, jest tylko mozolne dreptanie pod górę. Pojawia się problem, bo robi się późno, a im dalej tym las bardziej iglasty lub w ogóle jakieś atrapy drzew. A ja śpię w hamaku więc bardzo ich potrzebuję. W końcu, na zboczu Romanki zauważam ładny zagajnik, więc bez wahania wbijam tam przez ciężkie krzaki. Miejsce okazuje się najbardziej widokowym noclegiem jaki miałem, hotel pod miliardem gwiazd, a przed mną spore nachylenie więc niewiele mi zasłaniało.

Podsumowując dzień 2: 38,43km, 1532 up; Stecówka – Przysłop – Barania Góra – Magurka Wiślańska – Polana Radziechowska – Węgierska Górka – Słowianka – gdzieś przed Romanką. Baranią Górę polecam bardzo!


Dzień 3 – Beskid Żywiecki

14 sierpnia – budzę się na zboczu Romanki, z widokiem takim, że opóźniam wyjazd jak mogę. Wypite tam kawy przydają się bardzo, bo jechać w górę się nie da, pojawia się nawet skalna ściana z łańcuchami. W końcu golgota się kończy i wychodzę na te słynne hale Beskidu Żywieckiego. Nie zawodzą, jest widoczek, jest klimat, zdecydowanie lepiej niż w robocie! Temperatura 35 stopni, bez przygód odwiedzam schroniska na Rysiance i Hali Miziowej, doładowując powerbanka, a siebie żarciem i piwerkiem.

Po Miziowej następuje jeden z najlepszych fragmentów całego GSB – czerwony po zboczach Pilska. Matko Boska Frirajdowa, jaki to jest sztos, o takie szlaki nic nie robiłem! Kamienno-korzenne ujeby przechodzące w gładki singiel i z powrotem, na skali trudności wszystkie kolory, bardzo długo, jakby nie ludzie to całkiem płynnie. Nawet pół roku później jak sobie to przypomnę to mam ochotę iść na rower. Zajarany dojeżdżam do granicy ze Słowacją i odwiedzam naszych sąsiadów na piwko i kofolę. Próbuję błysnąć moim podstawowym czeskim po kursie z Duolingo, ale okazuje się, że w przygranicznym sklepie pracuje Polka. 

Główny Szlak Beskidzki - solo i na dziko
Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko / Gdzieś na szlaku

Ruszam dalej pasmem granicznym, ciągle jest przyjemnie choć mocno interwałowo, teren zdecydowanie zrobił się łatwiejszy. Jestem na takiej zajawie, że po dojechaniu do bazy namiotowej na Głuchaczkach podejmuję decyzję – dziś atakuje Babią Górę. Zaczyna się od wypychu na Mędralową, gdzie tankuję wodę, a w tamtejszej Bacówce trwa melanż. Co za miejsce! Opuszczona chatka, o którą dbają sami turyści i każdy może skorzystać z noclegu i zostawionych tam artykułów. Płonie ogień, leją się browary i inne rzeczy. Uciekam, bo jakbym został to dwa dni w plecy… Widzę też trasy Babia Góra Trails, ale plan jest prosty – trzymam się czerwonych znaczków.

Główny Szlak Beskidzki - solo i na dziko
Główny Szlak Beskidzki – solo i na dziko / Chatka pod Mędralową

O zmroku dojeżdżam do wiaty na granicy PN, jest naprawdę ciemno i cicho. Plan to kimnąć się chwilę i atakować Babią na wschód słońca, ale to już w następnym odcinku.

Podsumowując dzień 3: 36,25km, 1626 up; Romanka – Rysianka – Trzy Kopce – Hala Miziowa – Przeł. Glinne – Przeł. Głuchaczki – Mędralowa – Jałowcowy Garb. Pilsku kocham Cię <3

Do następnego! – Ziber


Kilka słów o autorze – Ziber

Na rowerze w górach od 2011. Żywy przykład na to, że skill nie zawsze idzie w parze ze stażem :P Jeszcze wolę technicznie, ale pracuję nad tym – jak nie mam kontuzji, a teraz mam, dlatego to czytacie. Podkarpacie reprezent :D