Emocje opadły, błoto wyschło, sprzęt po zawodach trafił na serwis, zawodnicy i ekipa HR Racing cali i zdrowi po zawodach w Lošinj przygotowują się do następnych zawodów. Tymczasem w cyklu „Raport HR Racing”, Szymon Skowroński będzie pisał jak było, krótko i zwięźle, bez owijania w bawełnę, chłodnym okiem i ze szczyptą emocji. Jak wygląda od środka rywalizacja podczas zawodów? Zapraszam na raport przygotowany przez Szymona – pierwsza runda iXS Pucharu Europy DH w Lošinj.
Dla HR Racing inauguracyjny wyścig w Losinj tak naprawdę zaczął się z początkiem roku. Jeszcze z początkiem stycznia wizja wspólnych startów była trochę inna, ale podczas zimowego obozu zrodziły się pewne koncepcje i pomysły, które zdecydowałem się wprowadzić w życie.
W lutym machina ruszyła i tak naprawdę do ostatnich godzin przed wyjazdem odbieraliśmy przesyłki ze sprzętem i wyposażeniem serwisu. Wyjazd był dość dużym przedsięwzięciem logistycznym, zdecydowaliśmy się na transport niezależenie trzema samochodami by zapewnić sobie odpowiedni komfort. Moim zadaniem było zadbać, aby każdy zabrał wszystko co potrzebne – niektóre zasoby zabieraliśmy z Polski, część z Holandii.
Zawodnicy, Amelia i Adrian oraz nasz gość Paweł, zdecydowali się przybyć do Losinj trochę wcześniej by złapać lekką aklimatyzację, powąchać ziemię i kamienie przed rozpoczęciem oficjalnych treningów. Jak się później okazało, słusznie.
Pierwszym problemem, który braliśmy pod uwagę, ale trochę tłumiliśmy wiarą, że będzie dobrze, okazał się problem z degradacją kół i opon. Jak się później okazało nie tylko u nas. Trasa na wyspie wymaga piekielnej precyzji w doborze linii – mały błąd powoduje w większości przypadków najechanie lub wylądowanie na ostrym jak brzytwa kamieniu, który tnie opony, kruszy wkładki i wgina lub łamie obręcze. I zaznaczam, że każdy, absolutnie każdy, bez względu na markę opon czy kół zapłacił za błąd na tej trasie. Rowery po paru dniach treningów wymagały dość dużego „dopracowania ” więc po przybyciu na miejsce czwartek spędziliśmy na pracy do późnej nocy z uruchomieniem serwisu i ogarnięciu sprzętu na poranne treningi.
Bilans weekendu stanął na napinaczu, zębatce, 10 oponach i 5 tylnych kołach. Profilaktycznie wymieniliśmy przed startem elementy napędu, łańcuchy i linki przerzutki, zrobiliśmy też podstawowy serwis zawieszenia.
Drugi problem, którego raczej nie braliśmy pod uwagę była pogoda. 300 słonecznych dni w roku więc raczej nie trafimy na deszcz, błąd. Niestety cały weekend borykaliśmy się z opadami deszczu, w piątek treningi odbyły się w dużym błocie. O dziwo im więcej padało tym więcej przyczepności meldowali zawodnicy – pod warstwą błota wyłoniły się kamienie, które dawały względną przyczepność.
Trzecim problemem, który musieliśmy udźwignąć było ustawienie zawieszenia. Optymalne ustawienie kompresji było bardzo trudne z racji dużej rozbieżności między sekcjami. W prostych słowach – musiało kleić, ale też przyjąć 3 metrowego dropa na płasko. Względnie dobrze poradziliśmy sobie z tym tematem (dzięki Paweł Tyburski), ale w tej kwestii mamy najwięcej do zrobienia.
Dla mnie ten start był pierwszym, który jako czynny zawodnik, oglądałem z pozycji koordynatora i mechanika. Muszę przyznać, że jest to niesamowicie rozwijające doświadczenie. Startując nie zawsze jest czas by dostrzec wszystkie detale i smaczki.
Podsumowując, jestem pod ogromnym wrażeniem tempa naszych zawodników i tego jak team operował w tych trudnych warunkach. Jeszcze dwa miesiące temu była to tylko wizja, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Dobrze działająca maszyną.
Jest to dobrym punktem wyjścia ku kolejnym wyzwaniom. Mamy niesamowity głód startów i już nie możemy się doczekać by go zaspokoić podczas kolejnych zawodów.
Obserwujcie nas – postaramy się dostarczyć pozytywnych emocji w tym i następnych sezonach!