„Potrójna Korona Slopestyle’u to nie jest coś o czym śmiesz marzyć, więc jeśli staje się to rzeczywistością, to ciężko w to uwierzyć!” – tak zareagował Emil Johansson tuż po zdobyciu jednego z najtrudniejszych do osiągnięcia trofeów w rowerowym freestyle’u. Dzięki uzyskaniu wyniku 95.75pkt podczas kończących sezon zawodów Maxxis Slopestyle in memory of McGazza na Crankworx Roturua, Emil wygrał nie tylko szóste zawody Crankworx z rzędu, ale także wygrał tegoroczną klasyfikację generalną Mistrzostw Świata Crankworx FMBA Slopestyle.

Zdjęcie: Graeme Murray

Rasoulution: Sześć zwycięstw z rzędu, czy w ogóle przeszło Ci przez myśl, że to możliwe?

Emil Johansson: To jest coś, nad czym starałem się w ogóle nie myśleć i nie zwracać na to uwagi. Oczywiście miałem o tą serię mnóstwo pytań po drodze, ale i tak starałem się to ominąć i skupić tylko na najbliższych zawodach. Gdybym zaczął myśleć o Potrójnej Koronie, to byłoby coś bardzo dużego i mógłbym po prostu się rozkojarzyć.

Emil Johansson / zdjęcie: Graeme Murray

Widzieliśmy Twoją reakcję, gdy sen stał się jawą. Wyglądałeś jakby Ci ulżyło i wciąż nie mogłeś w to uwierzyć…

Gdy Nicholi zawalił swój drugi przejazd, to wiedziałem już, że wygrałem. Jego przejazd aż do kraksy był świetny i myślałem wtedy tylko o tym jak dużo punktów będę musiał odrobić w swoim ostatnim biegu. Emocje zmieniały się wraz z mrugnięciem oka, a ludzie mnie przytulali i rzucili się na mnie z gratulacjami. To nie był łatwy tydzień w Rotorua, gdzie pogoda nam mocno utrudniała jazdę. Cieszę się, że wszyscy dotarli na koniec toru w jednym kawałku i byli zadowoleni. Zdobycie Potrójnej Korony Slopestyle’u to coś wspaniałego i nawet o tym nigdy nie ośmieliłem się marzyć. Jest tyle zmiennych, które mogą na tym zaważyć, a jeden mały błąd niweczy całoroczny wysiłek, więc starałem się skupić po prostu na najbliższych zawodach.

Emil Johansson / zdjęcie: Graeme Murray

Emil rozpoczął sezon 2021 od wspaniałego wyniku podczas Crankworx Innsbruck w Austrii. 97.5pkt w drugim przejeździe dało mu pewne zwycięstwo oraz nałożyło mnóstwo presji na resztę sezonu. W końcu dzięki zwycięstwu został jedynym pretendentem do zdobycia Potrójnej Korony Slopestyle’u, której osiągnięcie wymaga zwycięstw we wszystkich trzech imprezach Crankworx slopestyle w ciągu jednego sezonu. Drugi przystanek w Silvestar w Kanadzie również potwierdził całkowitą dominację Emila, gdzie zdobył 95 pkt. Kropkę nad i postawił natomiast w Nowej Zelandii, gdzie podczas zawodów w Rotorua pokazał kto rządzi w tym roku w światowym slopestyle’u.

Emil Johansson / zdjęcie: Graeme Murray

Wracając do sezonu 2020 i jego dość dziwnego przebiegu, jakie miałeś oczekiwania w stosunku do 2021 roku?

Byłem bardzo zadowolony z mojej jazdy w zeszłym roku, choć nie było zbyt wiele okazji do startów w zawodach. Na koniec 2019 roku miałem jedno zwycięstwo, ciężko przepracowałem okres zimowy, a potem świat wywrócił się do góry nogami. Udało mi się wygrać obydwie imprezy Crankworx w 2020 roku, ale dwa zwycięstwa to nie wymagane trzy. Robiłem co mogłem, ale brak jednych zawodów to był dla mnie duży zawód. Dlatego bardzo chciałem pokazać na co mnie stać w tym roku, zwłaszcza że miałem bardzo udany poprzedni sezon. Czułem się dobrze od początku, byłem w formie i udało mi się. To największy sukces w mojej karierze.

Emil Johansson / zdjęcie: Graeme Murray

Przez cały sezon było widać, że jesteś w gazie. Jak to przełożyło się na fakt, że do Rotoruy poleciałeś po mocnym zwycięstwie w Kanadzie?

W drodze do Nowej Zelandii chciałem się odciąć od tego wszystkiego. Starałem się żyć dzień po dniu i nie zaprzątać sobie głowy głównym celem, który wciąż był w sferze marzeń. W końcu nie da się zdobyć Potrójnej Korony bez perfekcyjnego sezonu, a każda dystrakcja była bardzo groźna. Presja przed zawodami w Rotorua była ogromna i dużo bardziej odczuwalna niż przed imprezami w Innsbrucku czy Silverstar. Te dwa przejazdy mogły być bardzo specjalne, ale zarazem mogły być początkiem pięknej katastrofy.

Emil Johansson, Nicholi Rogatkin oraz Erik Fedko / zdjęcie: Graeme Murray

Potrójna Korona Slopestyle’u była przyznana tylko raz w historii. W 2018 roku zdobył ją Nicholi Rogatkin, a teraz wręczył ją Tobie. Jak się z tym czułeś?

To było piękne uczucie! Nicholi jako jedyny zawodnik w historii zdobył tą nagrodę, a dzięki uprzejmości organizatorów, mógł mi ją przekazać. Ciężko w to uwierzyć, że minęły aż trzy lata odkąd ją zdobył, ale z drugiej strony pokazał wszystkim, że jest to możliwe. To niesamowite i piękne zarazem. Bycie pierwszym w historii jest super, ale bycie drugim przy takiej skali trudności też nie jest złe.
 

Śledźcie poczynania Emila na: