Zapraszamy na piątą i zarazem ostatnią część cyklu wywiadów z triumfatorami klasyfikacji generalnej Pucharu Polski 2020.
Przypomnijmy, że pierwotnie sezon składał się jedynie z dwóch edycji rozgrywanych w Czarnej Górze, z czego druga odbywała się w randze Mistrzostw Polski. Tuż po zakończeniu Mistrzostw Polski DH, Polski Związek Kolarski sprawił nam niespodziankę i poinformował zawodników o organizacji kolejnej rundy w Kluszkowcach. Ostatecznie doszła jeszcze edycja w Zakopanem, rozgrywana po zmroku.
Wszystkim zawodnikom, którzy uzyskali najwięcej punktów w klasyfikacji generalnej tegorocznego, nietypowego, sezonu zjazdowego zadaliśmy te same pytania.
Justyna John, 43RIDE: Tegoroczny sezon jest chyba najdziwniejszy w całej historii polskiego zjazdu. Bywały lata, w których odbywały się po 2-3 edycje, jednak w tym roku do samego końca nie byliśmy pewni, czy zawody się odbędą. Jakie są Twoje odczucia dotyczące minionego sezonu?
Maciej Jodko, zwycięzca klasyfikacji generalnej Pucharu Polski DH w kat. Masters I: Sezon z oczywistych względów był krótki i intensywny. Osobiście nie miałem żadnych oczekiwań przed zawodami. Odkąd skończyłem regularne starty w 2014r praktycznie 3 lata nie jeździłem na rowerze i po powrocie zmieniłem podejście do ścigania. Brałem pod uwagę raczej okazjonalne starty w tym udział w Mistrzostwach Polski DH. Od sześciu lat nie jeździłem na rowerze zjazdowym i cały ten sezon również ścigałem się na rowerze enduro, co też przy coraz trudniejszych trasach w naszym kraju było nie lada wyzwaniem. Podczas lockdownu z Łukaszem Madejem praktycznie co tydzień jeździliśmy na naszą miejscówkę do Czarnorzek, więc wiedziałem, że stać mnie na szybką jazdę co udało mi się pokazać na zawodach.
Która z tegorocznych edycji najbardziej przypadła Ci do gustu i dlaczego?
Najbardziej podobały mi się edycje na Czarnej Górze. Obie trasy były bardzo trudne i dość długie jak na polskie warunki. Trasa Mistrzostw Polski była jednak trochę trudniejsza i bardziej techniczna. Dodatkowo w piątek spadł deszcz, przez co sobotnie warunki były ekstremalnie ciężkie. Rower enduro nie daje takich możliwości co zjazdówka, dlatego pewniej czułem się na pierwszej edycji i pewnie dzięki temu bardziej przypadła mi do gustu.
Czego brakowało Ci podczas minionego sezonu?
Zdecydowanie luźnej jazdy pomiędzy kolejnymi edycjami Pucharu Polski DH. Pierwotnie miały być trzy starty w pięć tygodni, jednak po dołożeniu Harendy, cały cykl zamknął się w ośmiu. Brak wolnego czasu spowodował, że praktycznie w ogóle nie jeździłem na rowerze pomiędzy zawodami.
A jakieś pozytywy?
Na pewno to, że w ogóle mieliśmy zawody w tym roku. Każdy już ma dość wirusa i zamieszania z nim związanego. Personalnie na pewno zadowolony jestem z kolejnego medalu Mistrzostw Polski. Jak zobaczyłem Arka Perina na liście startowej na rowerze zjazdowym na trasie, którą sam zbudował, wiedziałem że jedyną opcją na pokonanie go będzie bezbłędny przejazd. W kwalifikacjach zjechałem dość dobrze i strata była niewielka, ale w przejeździe finałowym popełniłem za dużo błędów, praktycznie w ogóle nie poprawiłem czasu, więc drugie miejsce to było maksimum co mogłem osiągnąć. Zaskoczeniem też było wykręcenie drugiego czasu wśród wszystkich zawodników na trzeciej edycji, czyli Festiwalu Joy Ride w Kluszkowach. Widząc deszcz od rana zastanawiałem się czy w ogóle wystartować. W błocie zawsze jeździłem dobrze, ale już dawno mycie roweru i pranie ciuchów po zawodach przestało mnie jarać. Mimo wszystko zmieniłem opony, zjechałem raz treningowo. W kwalifikacjach zwiozłem się, ale w finale pocisnąłem na maksa i byłem wolniejszy tylko niespełna półtorej sekundy od zwycięzcy elity Damiana Konstantego.
Ostatnia edycja Pucharu Polski odbyła się nietypowo, bo finały, tradycyjnie już dla zakończenia sezonu na Harendzie, rozegrano po zmroku. Czy taka formuła dla zawodów rangi Pucharu Polski to w Twojej opinii dobry pomysł?
Sama idea zawodów przy sztucznym świetle to fajny pomysł. Problemem dla mnie był brak treningów przy włączonym oświetleniu przed przejazdem finałowym. Co prawda taki trening odbył się w piątek, ale niestety nie mogłem na nim być. Nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Dodatkowo na co dzień chodzę w okularach i wieczorem mniej wyraźnie widzę. Ogólnie przy głębokiej warstwie pyłu ciężko było wyczuć linie przejazdu, szczególnie na małych bandach na początku trasy, ale przypuszczam, że każdy miał podobny problem, więc szanse były równe.
Przed nami jesień, a więc czas roztrenowania, ale i myślenia o kolejnym sezonie. Masz już pomysły na rok 2021?
Chciałbym przede wszystkim więcej pojeździć z całą ekipą Specialized MTB Academy w zagranicznych bike parkach i odwiedzić miejsca gdzie jeszcze nigdy nie byłem. No i na pewno kilka razy pojawić się na zawodach zjazdowych.
Jeszcze raz gratulujemy tegorocznych sukcesów!